SICKRECY

Odpowiednie nastawienie do ekstremy

Poziom ego u Martina Erikssona jest zerowy. Sympatyczna aura jaka wytworzyła się od początku naszej rozmowy oraz spokój, jaki z mojego rozmówcy epatował stoi w jawnej sprzeczności z zawartością muzyczno-słowną, jaką z siebie wyrzuca w Sickrecy. Po lekturze kilku wywiadów nastawiałem się na szybkie kilkanaście minut, rozmawialiśmy o wiele wiele dłużej i dopiero przy spisywaniu zorientowałem się, iż mój rozmówca rozkręcał się z pytania na pytanie, a sens ma tylko tak naprawdę interakcja z człowiekiem, a nie jego skrzynką mailową.

Trwają właśnie mistrzostwa świata w piłce nożnej, śledzisz je?

Zdecydowałem o bojkocie tej imprezy. Futbol nie leży też w centrum moich zainteresowań, jestem fanem hokeja.

To takie oczywiste, przecież jesteś Szwedem.

Dokładnie. (śmiech) A ty śledzisz te mistrzostwa?

Tak, choć oddzieliłem tematy korupcyjne, politykę i śmierć pracowników budowlanych od sportu.

Zgadzam się z tobą, należy politykę oddzielić od meczów, co nie zmienia faktu, że niezbyt to śledzę. Dziś jest finał?

Ćwierćfinały, ale mniejsza o to. Znajdujesz się w swojej sali prób?

Domowe studio, będące również salą prób.

Czy to w tym miejscu nagrałeś Salvation Through Tyranny?

W większości, perkusję, wokal oraz bas. Marcus gitary nagrywał u siebie.

Pozostaje pogratulować, że album brzmi tak ciężko i dobrze.

Mam to szczęście nagrywania u siebie, miksowania i robienia masteringu. Studia nagraniowe są drogie, potrzeba mieć sporo kasy, żeby nagrywać w odpowiednim dla siebie.

Perkusja, bas, wokale, co przychodzi tobie najłatwiej?

Podejrzewam, że na basie gra i nagrywa się go najprościej. Jeśli chodzi o wokale, Adde jest profesjonalistą, od trzydziestu lat gra w Birdflesh, od dziewiętnastu w General Surgeryplus pozostałe projekty na przestrzeni lat, dzięki czemu jest naprawdę dobry w nagrywaniu wokali. Przychodzi po pracy, nagrywamy parę utworów, po kilku dniach kolejne 2-3.

Perkusja i bas, czy jeden instrument wpływa na drugi pod względem gry oraz ich postrzegania?

Tak podejrzewam. Odpowiadam za większość muzyki i tekstów. Najczęściej zaczynam od gitary, do której dogrywam bębny, tworząc szkielet utworu. Nie jest to najłatwiejszy sposób komponowania, jednak dobry dla mnie.

A komponując na gitarze, czy pokazujesz Marcusowi kompletną strukturę utworu, czy bardziej pomysł, jak dany utwór według ciebie powinien wyglądać.

Nagrywam wersję demo utworu i pokazuję mu, jaką drogą powinno to wg mnie podążyć. Jeśli ma jakieś sugestie albo uwagi nagrywa swoje demo, które przesyła do mnie. Jeśli chce dokonać jakichś zmian w muzyce, wychodzi to tylko na lepsze.

Jesteś w stanie wymienić trzech muzyków, którzy najbardziej ciebie inspirują?

Jeśli chodzi o perkusję muszę wymienić Micka Harrisa z Napalm Death, od którego wiele zapożyczyłem. Bill Steer jest do dziś naprawdę dobry we wszystkim co robi. Anders Jakobson z Nasum i Axis Of Despair jest bardzo utalentowanym muzykiem, który zainspirował moje podejście do perkusji. W temacie basu, Shane Embury jest zawsze inspirujący, wystarczy spojrzeć na gościa. (śmiech) Oglądając go na żywo widać, w jak specyficzny sposób gra na instrumencie, przychodzi mu to tak łatwo. (śmiech)

Jak widzę Shane’a na koncercie Napalm Death w hawajskiej koszuli, to koniec świata. (śmiech)

Pełna zgoda, wygląda w niej znakomicie. (śmiech)

Oglądałem ostatnio jeden z wywiadów dziennikarza Zane’a Lowe, w którym powiedział, że przez całe życie tkwił w pogoni za nową muzyką, a kiedy skończył 40 zaczął się jej przyglądać, nie wiem, jak u ciebie, ale mam 44 lata i coś w tym rzeczywiście jest.

Mam 49 lat i sądzę, że ma rację. Kiedy jesteś młodszy cały czas za czymś gonisz. A teraz po prostu słucham muzyki i nie interesuje mnie, czy to grindcore, house, tudzież pop. Odnalazłem naprawdę dużo świetnych piosenek, które były spoza gatunku, w jakim się obracam. Z drugiej strony, odkryłem też masę naprawdę słabej muzyki, również niezależnie od gatunku. Pod tym względem ma rację.

Powiedziałeś: najbardziej inspirującą rzeczą jest świadomość, iż najlepsze piosenki ciągle czekają na stworzenie i za tym właśnie podążam. Jesteś bliżej celu? Jaki jest przepis na idealną piosenkę według Martina Erikssona?

Czasami czuję, iż jestem już naprawdę tego bliski. (śmiech) Dopada mnie ekscytacja, że to co stworzyłem jest naprawdę cholernie dobre. Niekiedy takie poczucie towarzyszy mi permanentnie, a niekiedy kilka miesięcy zajmuje stworzenie odpowiednio dobrego wersu albo refrenu, mozolnie go budując. Szczerze powiedziawszy teraz nie wiem, czy jestem znowu tego bliżej, cały czas staram się to doścignąć. Nie wiem, czy dobrze odpowiedziałem na to pytanie.

Bardzo dobrze. Pogoń za króliczkiem jest dobra, ponieważ kiedy już go dopadniesz jest po tobie, pojawia się świadomość, że dotarłeś do ideału i możesz już tylko zgasić po sobie światło.

Komponując masz poczucie stworzenia najlepszego utworu, acz później pojawia się uczucie, że jest coś jeszcze. Zajmuje to chwilę, a po niej pojawia się nowy cel, do którego się dąży i stara się uchwycić. Nawet jeśli po ukończeniu płyty czujesz pełnię satysfakcji, że na daną chwilę dałeś z siebie wszystko. Z czasem ten stan opada i pojawia się ochota na sięgnięcie po nowe rzeczy. Powiedziałbym, iż to mus przy tworzeniu. Jeśli skupiałbym się jedynie na bębnieniu i nie uczestniczył w tworzeniu, zapewne tego stanu mógłbym nie osiągać, jarałbym się samymi próbami oraz odgrywaniem starych kawałków. Sam proces tworzenia wymaga jednak potrzeby sięgnięcia po coś nowego, pójścia w jednym albo drugim kierunku i nowych emocji. To fundamentalna zasada przy komponowaniu muzyki.

Tworząc muzykę, choć zupełnie inną od twojej, ponieważ siedzę bardziej w ambiencie, sam łapię się na tym, że z perspektywy czasu, nabierając dystansu, zwracam uwagę na te małe fragmenty, z których nie jestem zadowolony.

Będąc starszym również zacząłem zwracać uwagę na detale w muzyce, mogłem coś zrobić dokładniej, produkcja mogłaby być lepsza z jakichś powodów. Patrząc wstecz wciąż jestem zadowolony z tego, co zrobiłem, gdyż to były najlepsze rzeczy na dany czas. Wciąż jednak dążę do lepszych piosenek i szybszej gry. Wspomniałeś o muzyce ambientowej, masz w niej miliony różnych brzmień, które możesz wykorzystać podczas tworzenia. Możesz spędzić setki lat w poszukiwaniu perfekcyjnego brzmienia. (śmiech) Tworząc, masz w głowie strukturę kompozycji i jej brzmienia, naprawdę frustrująca bywa niemożność odnalezienia właśnie tego jednego, który dopełni obmyśloną ścieżkę dźwiękową. (śmiech)

A czy komponowanie jest dla ciebie wyzwalaczem emocji, czy ich katalizatorem?

To i to. Czasami komponując czuję złość na kierunek, w jakim podąża świat, włącza się mi tryb rebelianta i rewolucjonisty. A niekiedy mam w drugą stronę. Kiedy zaczynam nad czymś prace, nieważne, czy będzie to epka, czy pełnoprawny album jestem raczej wyluzowany, wiodę dobre życie, jednak im więcej muzyki i tekstów piszę, tym większa złość we mnie wzbiera. Koniec końców jestem naprawdę zły i wkurza mnie wszystko na świecie. (śmiech) Podejrzewam, że tak właśnie ma być, wyzwalać w sobie emocje podczas komponowania muzyki, którą zamierzasz zaprezentować. Grindcore jest wściekłą formą muzyki, tworząc ją stajesz się zapalnikiem. Musisz wierzyć i czuć muzykę, jaką chcesz stworzyć. Jeśli miałbym ciągoty do muzyki lekkiej i relaksującej musiałbym wprowadzić w ten stan. A mój stan umysłu musi być odpowiedni, żeby ludzie mieli pewność, że stoi za tym szczerość.

photo: Sickrecy

Porozmawiajmy o Sickrecy. Jak dla mnie Salvation Through Tyranny jest linią prostą od punka do grindu.

Uważam, że to prawda. Spotkaliśmy się z Marcusem mając po 13-14 lat w kapeli punkowej. Z tamtej sceny się wywodzę. Pierwszą płytą przeze mnie kupioną za własne pieniądze w 1982 było The Exploited Troops Of Tomorrow. (śmiech) Punk był i jest dla mnie bardzo istotny. Nawet jeśli skierowałem się później w stronę produkowania hip hopu i tak towarzyszył temu punkowy etos. Ruch punkowy naznaczył całe moje życie. Płytę inspirowały wczesne punkowe, hard core’owe i metalowe krążki z lat 90. i wydawnictwa z Earache. Pewnie jest w tym element nostalgiczny. (śmiech) Pamiętam jak wpływowa była ta era. Obecnie nie inspiruje ona już tak sceny, co nie znaczy, iż uważam obecną scenę za złą, jest naprawdę dobra. Uważam jednak, iż brakuje jej tego starego sznytu, z którego pochodzą moje inspiracje.

Jeśli miałbym wskazać jeden zespół, który zainspirował Salvation Through Tyranny wymieniłbym dwa: oczywiście Napalm Death ze względu na podobną wibrację, ale też Ministry z okresu Psalm 69 ze względu na to bardzo bardzo szybkie riffowanie.

Tak, tak, tak. Nie myślałem o tym, ale oczywiście. Kiedy to powiedziałeś podejrzewam, że możesz tam znaleźć odniesienia do Ministry choćby w samplach. Poza tym, to bardzo dobra płyta. Napalm Death to oczywistość. (śmiech) Startując z Sickrecy zakładałem, iż będzie to jedynie projekt poboczny. Od kiedy usłyszałem ep Mental Murder, chciałem pograć coś w podobie. Uważam to za jeden z najlepszych krążków ze swojej kolekcji. Ma w sobie punka, death metal, solówki Billa Steera i dobre teksty. Wstrząsnął mną ten materiał, kiedy usłyszałem go po raz pierwszy. Pomyślałem, że jest naprawdę dobry, mimo swojej początkowej niechęci do Napalm Death, kiedy brałem to za zwykły hałas. A kiedy ukazał się Mental Murder miałem już odpowiednie nastawienie do ekstremy. To zdecydowanie jedno z największych źródeł inspiracji. Dlatego pierwotnym założeniem Sickrecy było napisanie czterech kawałków w tym klimacie, jednak Marcus stwierdził, że to gówno jest naprawdę dobre i musimy zrobić więcej. Skończyło się na ep, płycie, a kolejne kawałki mamy w kompie.

No właśnie zaciekawił mnie pierwotny pomysł na Sickrecy, a więc z chęci rozwinięcie swoich umiejętności tworzenia muzyki i przekonania się, czy jesteś w stanie tworzyć grindcore’a.

Tak, choć i tak lubiłem ten gatunek muzyki, ale wcześniej go nie grałem, ani nie tworzyłem. Te cztery kawałki dały punkt wyjścia dla mnie i Marcusa. Naszym podstawowym zespołem jest World In Ruins, Marcus zaprosił mnie też do swojego pobocznego projektu Damned To Downfall, a że rzeczy w World In Ruins posuwały się zbyt wolno, znaleźliśmy czas na kolejny projekt uboczny na pogranie grindcore’a dając początek Sickrecy.

Zawartość tekstowa jest paliwem do muzyki, czy to muzyka napędza teksty?

Muzyka napędza teksty. Nigdy nie piszę tekstów przed muzyką. Mam linijki napisane bez muzyki, lecz nie pasowały do żadnego z projektów, powiedziałbym, że są źródłem inspiracji dla innych. Na ich bazie powstaną kolejne. Leżą sobie w szufladzie i kiedy łapię blokadę, pomagają mi w pisaniu czegoś nowego. (śmiech)

Intrygujący jest sam tytuł. Szczególnie dla osoby świadomej tego, co dzieje się wokół niej. Wybawienie przez tyranię idealnie pasuje do kraju, w którym żyję. Rządy głupców, które skwitowałeś słowami: inny punkt widzenia czyni z ciebie wroga. Doszło do tego, iż różnica w poglądach jest uważana za mowę nienawiści.

Dzieje się tak coraz bardziej. Mamy nowy rząd będący koalicją polityków prawicowych ze Szwedzkimi Demokratami, którzy wywodzą się z ruchu nazistowskiego. Poprzez udawaną skromność zgromadzili wystarczającą ilość głosów, ale to co się dzieje jest straszne. Partie satelickie wobec nich wywodzą się w linii prostej od faszystów i ciągle rosną w siłę. Mając innych od nich punkt widzenia z automatu jesteś traktowany jak wróg. Obawiam się, że jeśli pozwolimy im utrzymać władzę, będzie znacznie gorzej. To przygnębiające, czekam na świat i ludzi otwartych na różne opinie.

Słucham ostatnio nowej płyty szwedzkiej wokalistki i kompozytorki Fagelle, w dużej mierze zainspirowanej szwedzkimi normami społecznymi, presją nakładaną na kobiety, powodującą emocjonalne wyczerpanie i złość. Widzisz zbieżność między jej a swoim punktem widzenia?

Na swój sposób tak. Wydaje się mi, iż jest ona artystką feministyczną, z czym nie miałem nigdy do czynienia. Według mnie każdy jest równy. Nie uważam siebie za lepszego od kogokolwiek. Podkreślam jednak, że widzę miejsce dla feminizmu. Wszystko przesuwa się w prawą stronę, powoli ale jednak. Ekstremalne ruchy prawicowe stają się coraz popularniejsze, co powoduje, że inne wartości padają na twarz. Stąd też doskonale czuję o czym śpiewa i jak to czuje.

Czy przypadkowe jest, iż ep’ki World In Ruins oraz długograj zaczynają się od utworów tytułowych?

Czyżby?

Oczywiście, takiego zbiegu okoliczności nie ma w Damned To Downfall ani Sickrecy.

(śmiech) Może jest to przypadkowe, serio nie wiem. (śmiech) Rzeczywiście masz rację, tak jest. Pamiętam, jak zastanawialiśmy się nad tytułem dla Sickrecy. Rozmawialiśmy o zawartości piosenek, o czym opowiadają aż Adde wyszedł z Salvation Through Tyranny, co wzięło się znikąd, a spięło muzykę z tekstami oraz naszymi poglądami. Zabawne było, kiedy płyta wylądowała w tłoczni, odkryłem amerykański zespół Kill Division, którzy krótko przed nami wydali album zatytułowany Peace Through Tyranny. (śmiech) Napisałem do nich, iż mają dobrą płytę na koncie na dodatek o fajnym tytule. (śmiech)

A czy możemy nazwać krążek World In Ruins In Misery jako the best of utworów z ep’ek?

Można to tak nazwać. Nagraliśmy sześć nowych kawałków oraz sześć starych. Kiedy nosiliśmy się z zamiarem nagrania, obdzwaniałem studia i producentów w okolicy. Frederik ze studia Fredman powiedział, iż zwolnił się mu termin i jesli chcemy możemy nagrać się u niego w promocyjnej cenie. Nie jestem przekonany, czy byliśmy w pełni gotowi do nagrań, lecz takie oferty nie przychodzą drugi raz, więc zaklepaliśmy studio. W tym samym czasie doznałem urazu pleców i tak naprawdę nie mogłem grać na bębnach. W ogóle nie czułem prawej stopy, podczas nagrań nie wiedziałem co ona robi, czy gram, czy też nie. Płytę nagraliśmy, choć bębny powinny być lepsze, acz biorąc pod uwagę okoliczności wyszło całkiem okej.

Twoim naturalnym współpracownikiem jest Marcus Dahl, to punk was połączył, ale opowiedz mi o tej relacji, bazuje ona na podobonym podejściu, czy na przeciwieństwach?

Obydwu. W rzeczach, za które odpowiada słychać jego rękę. Moje podejście przy komponowaniu jest dość miękkie. (śmiech) On jest bardziej hardcore’owy, kiedy gra mój riff robi to o wiele mocniej, moja gra jest dość softowa. Czasami bazujamy na takich przeciwieństwach, a niekiedy nasze podejście i cel są zbieżne. To bardzo dobry partner do współpracy, jest w porządku, kiedy wysyłam mu coś wiem, że mogę liczyć na szczerą opinię, kiedy poproszę go o dodanie czegoś od siebie mogę być pewny, że nigdy tego nie zakwestionuję. I działa to w drugą stronę, szczerze wyrażam swoją opinię o rzeczach, które przesyła do mnie.

W mojej opinii Marcus na chwilę obecnę jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym gitarzystą prowadzącym, kiedy gra solówki, łącząc ze sobą chaotyczność Kerry Kinga z melodyjnością powstaje magia. Uwielbiam jego solówki, choć niezbyt pałuję się nimi na co dzień.

Czuję to samo. (śmiech) Będzie dumny jak mu o tym powiem. Komponując dla Sickrecy zawsze robię to z myślą na miejsce dla solówki lub części melodycznej i zawsze dostaję w zamian coś, co brzmi dobrze.

Zmierzając do końca, opowiedz o swojej drodze od Shubend do Sickrecy. Wspominałeś w rozmowie o punku, o hip hopie.

Moja ścieżka muzyczna zaczęła się od punk rocka, a to wszystko przez Marcusa. (śmiech) Kupował pełno demówek, których słuchaliśmy aż pewnego dnia przyniósł mi do chaty pierwsze demo Entombed i osrałem się z wrażenia, czy to bas tak mieli, czy gitary? Gitary? To można tak zabrzmieć?! Kurwa, to było wspaniałe. I skierowałem się od punka w stronę death metalu. A stamtąd do połączenia muzyki syntezatorowej z metalem, co popchnęło mnie w stronę hip hopu. Przeprowadziłem się do Sztokholmu i wsiąkłem w hip hop na całego. A później przyjaciel zaproponował przeprowadzkę do Goteborga celem wspólnego grania, co zaowocowało Shubend. Niezbyt byłem zaangażowany w komponowanie, równomiernie produkując hip hop, a po rozpadzie zespołu przeprowadziłem się na szwedzką wieś. (śmiech) I zrobiłem dziesięcioletnią przerwę od muzyki. A kiedy po piętnastu latach spotkałem Marcusa zaprosił mnie do zespołu, który właśnie zakładał. I w ten sposób w 2017 roku powstało World In Ruins. A my staliśmy się nierozłączni.

Mój blog nazywa się Podążanie Za Dźwiękiem. Co to dla ciebie oznacza?

Oznacza to podążanie za wewnętrznym głosem. Kiedy tworzysz coś poza stylem i gatunkiem, w jakim się obracasz, nie zarzucaj tego. Jeśli wychodzi coś dobrego, kontynuuj to. Nieistotne, czy to będzie piosenka popowa, punkowa lub ambientowa. Nie wszystko co stworzysz z myślą o projekcie grind core’owym będzie grindcorem. Możesz wpaść na szalony pomysł, sprawdzający się w innym gatunku. Podążaj za pomysłem. Piosenka popowa nie jest równoznaczna ze sprzedaniem się. Sprzedajesz się, kiedy na siłę próbujesz stworzyć piosenkę popową. Powinieneś czuć to, za czym podążasz.

Posłuchaj: https://sickrecy.bandcamp.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *