HUMAN IMPACT

Powrót do domu

Na dysku komputera znalazłem rozmowę, która czekała na publikację znacznie ponad rok, a pierwotnie przeznaczona była do pisma drukowanego. Rozmowę z debiutantami z Human Impact, choć w przypadku Jima Colemana i Chrisa Spencera określenie debiutanci jest nie do końca trafione, biorąc pod uwagę ich staż oraz doświadczenie sceniczne. Imienna płyta aż kipi od konfrontacyjnej postawy, na dodatek fragmenty pierwszego w historii zespołu koncertu dawały przekonanie, że Chris Spencer jest absolutnie wkurwionym gościem, a Jim Coleman wręcz odwrotnie, ma na wszystko wywalone. Nasza rozmowa miała miejsce w piątkowy wieczór, zaś Jim i Chris okazali się przesympatycznymi dżentelmenami, pełnymi wigoru, zarażającymi pozytywnym nastawieniem, a że jednocześnie mogliśmy się usłyszeć i zobaczyć okazało się, iż panowie przebywają właśnie w studiu nagraniowym…

Widzę, że przebywacie w studiu, co tam pichcicie?

JC: Prawdę mówiąc, miksujemy cztery nowe kawałki.

Z przeznaczeniem na ep’kę?

JC: Kto wie.

Na początek chciałem nieco perwersyjnie zapytać was, jaki jest Ludzki Wpływ na planetę Ziemia i dlaczego jest on tak destrukcyjny?

JC: (śmiech) Wpływa na to wiele czynników.

CS: Żyjemy w globalnie połączonym świecie, który wywiera potężny wpływ na ekologię. Jakieś sto lat temu żyliśmy w bardziej lokalnych społecznościach i wszystko było bardziej zrównoważone. Obecnie, nie wiem, do jakich zmian musiałoby dojść, ażeby ludzkość pomyślała o zmianach klimatycznych i swoim wpływie na nie. Jednak jeśli rodzaj ludzki ma zamiar przetrwać, konieczne są pewne w to inwestycje.

Nie sądzicie, że jesteśmy zbyt uzależnieni od technologii i mediów? Pamiętam, jak kilka dni temu nie miałem w domu internetu i przez pół godziny ślęczałem na słuchawce próbując dodzwonić się na infolinię. To niezbyt normalne.

CS: (śmiech) Tak, jesteśmy totalnie uzależnieni od sieci. Wiesz, teraz nawet dzwonek do drzwi może być podłączony do internetu, co zapewne czyni życie łatwiejszym, lecz kosztem prywatności i umiejętności bycia sobie sterem i okrętem. Nim się obejrzysz, nie będziesz potrafił nawet prowadzić własnego auta. Weźmy taki przykład, jak supermarkety, do których ludzie już nie chodzą na zakupy, ludzie płacą sklepowi, żeby je za nich zrobiono i dostarczono do domów. Ludzie są tak wyłączeni… Kiedyś, żeby zjeść mięso, należało zabić zwierzynę, a oni teraz nawet nie wiedzą, jak się robi zakupy.

JC: Żyję pośrodku niczego, mój internet ciągle się wywala, podobnie, jak i zasilanie, żeby mieć w domu ciepło, muszę napalić drewnem, więc mam na ten temat trochę inne spojrzenie. Jak widzę ludzi permanentnie wpatrzonych jak zombie w swoje telefony na ulicach Nowego Jorku zastanawiam się, jak zamierzają się bronić w razie konieczności. (śmiech) I może dlatego, że w odróżnieniu od większości jestem mniej podłączony do sieci, wciąż jestem tym zszokowany.

Mieszkam w stosunkowo niewielkim mieście, ale będąc ostatnio z dziewczyną na zakupach w markecie w Warszawie zauważyłem całe kosze wypełnione jedzeniem. To chore, ludzie kupują na potęgę, a później i tak połowa z tego wyląduje w śmietniku.

JC: To jedna z twarzy uzależnienia. Jako społeczeństwo nie jesteśmy w punkcie, w którym szukamy odpowiedzi, czekamy aż coś z zewnątrz to za nas zrobi. Zamiast naprawić, zamieniamy to na kolejną rzecz.

Co ekscytującego odnajdujecie w zakładaniu nowego zespołu? Ludzie zwykli traktować to w kategoriach wyzwania, a wy?

CS: Myślę, że również. Muzycznie poszliśmy do przodu, tworzymy inne dźwięki, otwierając drzwi do kolejnych rozwiązań. Poczułem, że z moim poprzednim zespołem Unsane zakończyliśmy swoją misję. Zrobiliśmy co mieliśmy do zrobienia, co trwało naprawdę kupę czasu i stwierdziłem, że nadszedł czas porobić coś innego, zamiast cały czas tylko jedną rzecz. Pod kątem kreatywnym, praca z Jimem jest wspaniała. Chciałem z nim pracować od zawsze, jesteśmy przyjaciółmi zanim on grał w Cop Shoot Cop, a ja w Unsane, graliśmy trasy, dzieliliśmy salę prób w Nowym Jorku. A kiedy Cop Shoot Cop zakończyło działalność chciałem zwerbować Jima do Unsane żeby podokładał nam trochę sampli, jednak chłopaki nie chcieli nic zmieniać, więc koniec końców naturalnym było zrobienie czegoś razem.

JC: Ze mną było podobnie. Od zawsze chciałem z Chrisem stworzyć coś wspólnie od podstaw. Po rozpadzie Cop Shoot Cop przez cały czas tworzyłem muzykę, która była w innym gatunku, bardziej elektroniczna, ambientowa, pisałem muzykę do filmów oraz dla telewizji. Wspólne granie z Chrisem jest czymś energetycznym, powrotem do ciężkich gitar i takiego rocka, jaki uwielbiam, bliskiego mojemu sercu. Na swój sposób jest to, jak powrót do domu, jednak też coś totalnie innego od tego, co robiliśmy wcześniej.

Zastanawiało mnie, czy trudno jest okiełznać własne ego, kiedy tak doświadczeni muzycy zakładają nową kapelę.

JC: (śmiech)

CS: To zabawne, w tym zespole nie ma żadnego ego. Z doświadczenia wiem, że ego możesz wykopać. Robimy to z miłości, ta kolaboracja ma tak zasadnicze znaczenie i jest tak otwarta, iż nie ma miejsca na czyjeś przywództwo ani czyj pomysł jest najważniejszy. Nie ma żadnego kompleksu ego.

JC: Potwierdzam, w tym zespole nie ma kompleksu ego. Gramy razem wyłącznie z miłości do muzyki.

Jesteście szczęściarzami, dokoła funkcjonuje cała masa zespół, gdzie jest więcej ego, niż samej muzyki.

CS: (śmiech) Może ten brak ego wynagradza nam brak sukcesu we wczesnych latach.

Słuchając Human Impact moje pierwsze skojarzenia poszły w ten specyficzny zimny nastrój tworzony przez Killing Jok i Sonic Youth.

CS: Oh… Będąc dzieciakiem kochałem Killing Joke, Joy Division itp. więc w moim muzycznym języku słychać miłość do tych dźwięków. Jak najbardziej słyszę, iż do nich nawiązujemy, z tym że nigdy nie odbywało się to intencjonalnie. Po prostu graliśmy przekonując się, co z tego wychodzi, ale to fajnie, że wyłapałeś te dźwięki, które są mi bliskie.

JC: Chciałem tylko dodać, że wspomniane wpływy są dla nas istotne, zatem ma to sens. Po części dlatego postanowiliśmy tworzyć wspólnie muzykę, by dzielić podobną estetykę oraz inspiracje.

Wcześniejsze pytania nie były przypadkowe, wydaje się mi, że dojrzałość Human Impact wynika z faktu nie przeszkadzania sobie nawzajem. Elektronika potrafi powodować tarcia, co powinno być lepiej słyszalne, podczas gdy ów album jest niczym jego okładka, elektronika reprezentuje hałaśliwy puls miasta, sekcja rytmiczna wprowadza w stan transu wielkich miast, zaś gitara i głos niepokojąco rezonują wokół tego.

JC: (śmiech) Ekstra.

CS: (śmiech) Wow, to naprawdę dobre. Podobają się mi synapsy, którymi połączyłeś ten album. Są świetne. Dziękujemy!

JC: Uważam je za trafione. Powracając do braku starcia osobowości, jesteśmy w stanie słuchać siebie, w sali prób jest miejsce na interakcję różnych opinii.

Doświadczenie, o którym była mowa wcześniej zadziałało na korzyść samego procesu twórczego, niekiedy nie jest łatwo zagrać coś tak prostego, a jednak zapamiętywalnego, jak choćby ten niespokojnie wibrujący bas w November.

CS: Coś prostego i zapadającego w pamięci jest oznaką czystej ekspresji, jeśli za dużo myślisz, coś może pójść nie tak.

JC: Również uważam, że w procesie twórczym nie powinno być za dużo myślenia. Mogę go przyrównać do chaosu, w którym zachodzą przeróżne rzeczy, a w procesie twórczym zostaje wydestylowana cała esencja.

Jim, pozwól że zapytam o źródła elektronicznych wstawek, które pojawiły się na Human Impact.

JC: Kolekcjonowałem i tworzyłem dźwięki przez całe lata, mam ich całe gigabajty. W tym projekcie jednak nie wracałem do nich i próbowałem zespolić z muzyką. Zbieranie dźwięków i ciągła nad nimi praca pozwala skoncentrować się na tym, jak je stworzyć. Wiele z nich składa się z różnych fragmentów, wychodzą bardziej z syntezatorów, niż z sampli. Przy tej okazji wróciłem do narzędzi, których nie używałem już od dawna, ale poprzez wieloletnią pracę nad nimi uważam je za część mojego DNA.

A jaki film zainspirował początek albumu i orkiestracje w hałaśliwym Consequenes, które za każdym przesłuchaniem niszczyły mi zwoje mózgowe?

JC: (śmiech) Składa się na to kilka rzeczy i to nie tylko w Consequenes. Wyszukaliśmy odpowiedniego typu dźwięki, które mieliśmy w gotowości, dźwięki kinematograficzne, z filmów noir, westernów. Powstały z nich tematy soniczne, które powstały organicznie. W Consequenes pojawiają się dźwięki z filmów oraz zawartości twardych dysków, które odnalazłem, trochę się nimi pobawiłem i ciekawie przełamały klimat utworu.

Od kogo wyszedł pomysł na tą nieziemską transowość? To nerwowy, hałaśliwy, a jednak chwytliwy krążek, na dodatek niesamowicie angażujący.

JC: Pomysł wyszedł od Chrisa. (śmiech)

CS: Wyszło to naturalnie, lata doświadczeń i kunszt w pisaniu piosenek. Trzymanie słuchacza przy głośniku używając do tego prostych rozwiązań w połączeniu z dziwaczną elektroniką, w której Jim jest geniuszem.

photo: Jammi York

Chris, w jednym z wywiadów jeszcze za czasów Unsane powiedziłeś: Każdy album jest prawie jak zdjęcie innego okresu czasu. Jaki obraz towarzyszy wam obecnie?

CS: To inny rodzaj zdjęcia. Amerykańska rzeczywistość wkroczyła w orwellowską fazę kontrolowania wszystkiego w każdy możliwy sposób przekonując, że zupełna utrata prywatności jest oznaką wolności. Toczący świat koronawirus, katastrofy lotnicze posłużyły do wtargnięcia w sferę prywatną, a masy zgodziły się poświęcić swoją wolność.

JC: Ludzie zgodzili się płacić setki dolarów miesięcznie za naruszanie własnej prywatności.

CS: Dokładnie. Na dodatek ludzie na wieść o koronawirusie zaczęli pustoszyć sklepowe półki nawet z papieru toaletowego, co jest jakiś nowym rodzajem choroby i przykładem, jak będziemy wciąż podlegali inwigilacji, kto gdzie idzie, co ma w planach, gdzie podróżuje. Przekonamy się, co z tego wyniknie. Na pewno społeczeństwo jako takie zmieniło się, podejrzewam, że w Polsce przechodzicie podobne przeobrażenia związane z globalizacją, technologią, sposobami komunikacji, ale i kontroli.

Zgadzam się, w obecnej, koronawirusowej rzeczywistości tak łatwo jest manipulować ludźmi, jest tyle nieprawdziwych newsów, nie jest to normalne.

CS: Zgadzam się. To jest to, o czym mówiłem. Zachodzą zmiany, a tyle lat zajęło nam dotarcie do punktu, w którym się znaleźliśmy. Zobaczymy co się wydarzy, nikt tego nie wie. Stany się zmieniają, jest więcej manipulacji. Na horyzoncie pojawił się rodzaj orwellowskiego faszyzmu. Na naszych oczach zanika demokracja.

JC: Wydaje się mi, że jej już nie ma. W zamian stworzono możliwości nastania dyktatury.

CS: Widać już jej oznaki. Populizm stanowi pożywkę dla posłuszeństwa.

Jim, wczoraj przeglądałem twoją stronę internetową i zauważyłem, iż pracujesz nad projektem o bliskich doświadczeniach śmierci. Nie sądziłem, że coś jest mnie w stanie zaskoczyć, ale tym poczułem się oczarowany. Zamieściłeś dwie takie opowieści. Jakieś plany żeby zrobić z tym coś pełnoprawnego?

JC: Pracuję nad tym projektem od długiego czasu. Zgromadziłem kilka mocnych historii i postanowiłem znaleźć sposób, ażeby przedstawić je światu. Moja żona jest artystką wizualną oraz filmowcem, szukaliśmy drogi pokazania ich w ramach większej instalacji w przestrzeni fizycznej. Istnieje wiele miejsc, gdzie moglibyśmy to uczynić, kwestia ich wyboru. Hej, jeśli ktoś miałby tego rodzaju doświadczenia i chciałby się nimi ze mną podzielić, proszę o ich nagranie i przesłanie, będą mile widziane.

Czy mieliście tego typu doświadczenia?

JC: Nie były jakieś dramatyczne, raz zostałem potrącony przez samochód i miał miejsce stan zagrożenia życia. Słuchaj stary, przez lata walczyłem z aktywnym uzależnieniem. Wiele bliskich mi osób zmarło. Egzystowałem w otoczeniu, w którym śmierć mogła nadejść w każdej chwili. Zmusiło to do przewartościowania życia. W abstrakcyjny sposób było to moje doświadczenie bliskiej śmierci.

CS: Moje serce zatrzymało się na ponad osiem minut. Stało się tak trzy razy w moim życiu. Za każdym razem byłem już na granicy, więc wiesz… (śmiech) Czy było warto? Owszem. Nie widziałem żadnego światła, nic. Największy ból związany był z przywracaniem krążenia, ból mięśniowy. Tak więc, byłem martwy przez ponad osiem minut, całe szczęście udało się przywrócić mózg do działania. Pozostałe dwa razy miały miejsce w szpitalu, trafiłem pod tlen na oddział intensywnej terapii.

JC: Dwie z tych historii przydarzyły się dwóm różnym osobom w szpitalu. Wiedzieli, gdzie przebywają, mieli świadomość co się dzieje dokoła, ich mózgi wciąż pracowały. Szalona sprawa.

Panowie, byliście częścią wielu różnych płyt, ale czy istnieje takie jedno, które ma specjalne miejsce w waszych sercach i nie jest płytą Human Impact?

CS: Debiut Unsane. Wydanie pierwszej płyty zawsze zajmuje najwięcej czasu, spełniasz dziecięce marzenie, że ktoś chce w ogóle to wypuścić. Będąc szczerym, jak powiedziałem w tamtym wywiadzie, każdy album jest podsumowaniem jakiegoś okresu w życiu. Kiedy ich słucham, zabierają mnie do tamtego czasu. Scattered, Smothered & Covered trafił w dziesiątkę, udaliśmy się do siedziby Amphetamine Reptile w Minneapolis, w której piwnicy mieściło się studio nagraniowe. Spaliśmy tam w środku zimy, w tym kurewsko zimnym mieście, z dziewięcioma stopami śniegu za oknem i nagrywaliśmy płytę. Frank Black z Pixies imprezował z nami, kiedy nagrywałem wokale, co zdecydowanie odcisnęło swoje piętno i było onieśmielające. (śmiech) Visqueen było przełomowe, jak i Sterilize nasz ostatni krążek, który napisałem w 99%. Kiedy dotarło do mnie, że to taka pierwsza, ale i ostatnia płyta tego zespołu, przełożyło się na kreatywność w pisaniu.

JC: Mnie najbliższy jest Ask Questions Later Cop Shoot Cop, pokazuje różnorodność tego zespołu. Każdy głos, jakim przemawialiśmy był głośny i odrębny, jednak składały się one w całość. A po nim, debiut Filer i Trees jako Jim Coleman, jakże inny, który powstał w określony sposób, postanowiłem zrobić coś, nie mając bladego pojęcia, jak się za to zabrać, poszedłem pod prąd. Nagrałem również płytę z Teho Teardo – włoskim kompozytorem, pod tytułem Here, która także jest bliska memu sercu.

Panowie, jak dotąd nie byłem w Nowym Jorku, lecz przeglądając różne ujęcia Wielkiego Jabłka oraz rozmawiając z jego mieszkańcami, słyszałem o tym mieście przeróżne opinie i jego opisy. Pozwólcie, że zapytam o dwie rzeczy: co zawdzięczacie Nowemu Jorkowi oraz jak moglibyście opisać to miejsce jednym słowem?

JC: W zależności od czasu. Być może brzmienie tego albumu oddaje miasto, którego już nie ma. Nowy Jork obecnie jest zdisneyfikowany, wyimaginowany, przypomina centrum handlowe. Kiedy tam przybyliśmy, było to całkowicie inne miejsce, bezprawne, można było łatwo wpaść w kłopoty, ale i się zabawić, było dziko. Teraz jest dziwnie, nie ma już tamtego Nowego Jorku. Muzyka takoż nabrała innego zabarwienia. Globalnie, społecznie, politycznie, psychologicznie Nowy Jork znajduje się w innym miejscu, niż nam się wydaje.

A co zawdzięczacie temu miastu?

CS: W cholerę doświadczeń. (śmiech)

JC: Dał nam podstawy, na których zbudowaliśmy zespoły. Dorastaliśmy tam jako muzycy i kapele będące częścią tej sceny. Dał nam możliwości.

CS: Całą masę możliwości.

Panowie, na koniec, odnosząc się do This Dead Sea: jakim dźwiękiem jesteście otoczeni?

CS: Nawiązujesz do linijki otoczony dźwiękiem, kiedy jesteś nad wodą, słyszysz dźwięk, który ciebie otacza, nie ma określonego kierunku, kiedy zanurzasz się po nią, ów dźwięk otacza ciebie w inny sposób. To właśnie miałem na myśli.

JC: Przypomniała się mi historia pewnej nurkującej z akwalungiem kobiety, która zeszła pod wodę z kilkoma osobami i pojawił się dźwięk, który spowodował, iż wszystkie ryby momentalnie zniknęły. Po wynurzeniu okazało się, że przeszło właśnie tsunami i znalazła się nagle w zupełnie innej rzeczywistości.

Posłuchaj: https://humanimpact.bandcamp.com

1 thought on “HUMAN IMPACT”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *