KING BUZZO

Przewidywalność jest oczywista

Buzz Osborne nic nie musi, a odkąd pamiętam, wydawał się być typem specyficznego rozmówcy, trochę chimerycznym, u którego poziom sarkazmu i nastawienia zależy od tego, czy swojego rozmówcę zna, czy też jest to dla niego kompletnie obca osoba. Mnie przywitał odgłosem szurania łyżką po talerzu, mlaskania i pałaszowania zupy, czemu oddawał się z lubością, a same odpowiedzi schodziły na drugi plan. Rozkręcił się mocniej, gdy zakończył konsumpcję i całe szczęście nie sfinalizował tego aktu soczystym beknięciem.

Jak to możliwe, że jeszcze nie nagrałeś płyty z Johnem Zornem?

Trevor z nim nagrywał. Może John Zorn nie lubi mojego stylu grania. Nie wiem, nie mam pojęcia, ale też nigdy o to nie zabiegałem.

Uważam go za twojego naturalnego współpracownika.

Zapewne mógłby nim być. Gdybyś chciał coś z nami nagrać, pewnie byłoby to możliwe, ale nigdy nie miałem takich zapędów, ani go o to nie pytałem, bo też dlaczego miałbym.

Wydajesz się być osobą, po której nie wiadomo czego się spodziewać. Możesz zaskoczyć z każdej strony.

O tak, tak. Myślę, że to dobrze. Przewidywalność jest oczywista. Przyrównałbym to do robienia określonego rodzaju kawy, czy jedzenia. Przygotowujesz je w określony, przewidywalny sposób. Od strony muzycznej, nigdy nie czułem, że to część tego, co robię.

A czy twoja muzyczna wyobraźnia zna jakieś granice?

Nie ma czegoś, czego obecnie nie byłbym w stanie zrobić.

Jesteś jednym z artystów, którzy nigdy nie dali ciała. W 2004 roku powiedziałeś: lubię splendor, to wszystko co mam. Natomiast jest jedna równie ważna rzecz, która doprowadziła do splendoru: szacunek.

Tak, to prawda. To miłe, podoba się mi.

Co kręci ciebie w graniu? Po tych tuzinach płyt, nagranych z różnymi muzykami i zespołami, tysiącami koncertów zagranych na całym świecie. Jest jeszcze coś w stanie ciebie zaskoczyć?

Być może. Uważam siebie za szczęściarza, który ma możliwość grania z bardzo dobrymi muzykami, z którymi spędzam wspaniały czas. Nie mam przygotowanej długiej listy tego, co chciałbym jeszcze zrobić, ani takiej co już miało miejsce. Zrobiłem dużo rzeczy, co możesz nazwać odpowiednią postawą lub moim dziedzictwem, choć tak po prawdzie nie dbam o swoją spuściznę. Jeśli odejdę, będzie to oznaczało, że dotarłem do dna. (śmiech)

A jest jakaś jedna płyta, z której jesteś szczególnie dumny?

Nie, raczej nie. Nie czuję, abym taką dotąd nagrał. Ciężko stwierdzić. Może to, co robimy obecnie? Albo nagranie całej pierwszej płyty ponownie, z innym basistą. To byłoby zabawne i powinniśmy to zrobić.

Współpracowałeś z całą masą muzyków przez te wszystkie lata. Na co zwracasz uwagę, kiedy spotykasz się z jakimś nowym muzykiem po raz pierwszy?

U perkusistów i perkusistek zwracam uwagę na to, jak uderzają w swój instrument. U gitarzystów na podejście. Istnieje określone podejście do instrumentu, które doceniam. Muszą wkładać weń swoją duszę, a nie koncentrować się na zdolnościach technicznych. Na wiele sposobów mogą lekceważyć daną konwencję, ale muszą mieć jasne pojęcie tego, co robią. Wiedzieć, w którym momencie przystopować.

Porozmawiajmy o twoich akustycznych wydawnictwach, lecz zacznijmy od debiutu, o którym powiedziałeś, że był wyzwaniem, ponieważ nie chciałeś, aby był nudny. A jakie założenie miałeś tworząc Gift Of Sacrifice?

Celem było, żeby był to odmienny album od pierwszego, same piosenki też powstawały dłużej, chciałem zawrzeć nowe elementy. Nie mam pojęcia, jaka będzie kolejna płyta, jednak gdy pojawił się Trevor z kontrabasem, całość nabrała innego wymiaru. Powstało coś zupełnie nowego. Moja żona Mackie powiedziała, że to co nagraliśmy z Trevorem nie przypomina jej niczego, co dotąd słyszała. Zgadzam się.

Jakie uczucia towarzyszyły podczas tworzenia obydwu płyt?

Pierwszej chciałem nadać żywszego charakteru, żeby pozostawała w głowie. Gift Of Sacrifice jest bardziej wycofana, kapryśna.

This Machine Kills Artists to ponura płyta, ale też bardziej prosto w twarz.

Dokładnie.

Są na niej utwory, które równie dobrze można byłoby zagrać ze składem elektrycznym. A na Gift Of Sacrifice jest większa świadomość instrumentu, co i jak zagrać. Ma dla mnie bardziej songwriterski charakter.

Może. Wszystkie utwory można zagrać na cały zespół, tak samo, jak większość utworów Melvins można zagrać akustycznie. Niektóre utwory z debiutanckiej płyty były grane przez cały zespół. I wyszło super. A nowej to właśnie bas nadał brzmienia, którego nie było na pierwszej.

Gift Of Sacrifice ma specyficzny południowy charakter, jednocześnie to rzecz bardzo nastrojowa, z łamiącymi serce Housing, Luxury, Energy, czy Science In Modern America.

Jest mroczna, to na pewno. Wymienione utwory mają tą ponurą wibrację, zgodzę się z tym. Taka była myśl przewodnia, kiedy je tworzyłem. Nie są jasne i beztroskie, to na pewno. Chciałem żeby były dosadniejsze, niż na pierwszej, ale też pozwolić im oddychać. Jednym z moich ulubionych utworów jest I’m Glad I Could Help Out, który nie brzmi jak coś, co do tej pory zrobiłem. Nie myślałem o nadaniu konkretnej wibracji, utwory miały być dłuższe i zawierać syntezatory modularne, co ma miejsce w większości kawałków. Taki był cel od samego początku. Dodany następnie bas nadał całości nowego charakteru. Wyszło super.

Czy Trevor Dunn był twoim naturalnym wyborem?

O tak, tak. Trevor jest fantastycznie utalentowanym muzykiem. Nagraliśmy wspólnie cztery płyty z Fantomas, z Melvins Freak Puke, gdzie zagrał na kontrabasie. Wiedziałem, co potrafi. Większość materiału była już napisana zanim dołączył dlatego wyszła pod nazwą King Buzzo with Trevor Dunn, a nie jako wspólny nasz album, ponieważ nie stworzyliśmy go razem.

A jaką osobą jest Trevor? Jesteście do siebie podobni, czy niczym ogień i woda?

Trevor jest moim naprawdę dobrym przyjacielem. To dobry, empatyczny człowiek, ale też jest bardzo ekscentryczny. Różnimy się od siebie. Jestem żonaty z tą samą kobietą od 27 lat, on jest singlem. Ja mieszkam w stabilnych warunkach, on nie. Jestem bardziej romantyczny, pasuje mi sytuacja bycia z tą samą osobą od kilku dekad. On taki nie jest. Z pewnych względów jest to spoko, ale nie dla mnie. Każdy z nas docenia drogą, jaką wybrał.

Trevor powiedział, że wciąż kupuje płyty z polecenia. A ty?

O tak, tak. W ten sposób też najlepiej odkrywam muzykę. Rzekłbym, to najlepszy ze sposobów. Nie czytam Pitchfork żeby wiedzieć, czego warto posłuchać, tym bardziej, że oni słuchają śmieciowej muzyki. Nie istnieje żaden magazyn, ani strona, której mógłbym w tej materii zaufać. (śmiech) Czasem Dale poleci mi coś, czego powinienem posłuchać i może mi podejść.

Tytułem This Machine Kills Artists w pewien sposób przewidziałeś przyszłość, żyjemy w czasach, kiedy muzykę może stworzyć sztuczna inteligencja. Może efekt nie jest oszałamiający, ale jednak ma to miejsce.

Może nie do końca to właśnie miałem na myśli, ale nie wierzę w żadną sztuczną inteligencję, która polega jedynie na treści, jaką do niej dostarczysz. Nie wierzę, że może dostarczyć nowych informacji, ani że posiada wyobraźnię. Oczy robotów wyposażonych w sztuczną inteligencję posiadają wbudowane kamery i istotne jest tylko to, co w ten sposób rejestrują. Nie mogą skupić się na jednej rzeczy z taką samą prędkością co człowiek, co może być dla nich dość kłopotliwe. Nie wydaje się mi, iż musimy się martwić tym, że zajmą nasze miejsce. Wszystkie te modele komputerowe są gówno warte, ponieważ opierają się na informacjach, jakie do nich wprowadzisz. Nie odniosą się do rzeczy, o których nie mają pojęcia. Einsteina przed śmiercią został zapytany, czy można mieć zaufanie do wszechświata, odpowiedział, iż wszystkie teorie mają rację bytu tak długo, jak fizyka daje na nie odpowiedzi. W przeciwnym wypadku wszystko jest fałszem. To prawda. Przewidywania działają tak długo jak to, co myślisz, że się wydarzy po prostu się stanie. W innym przypadku, mylisz się. Jeśli fizyka jest czymś innym, niż myślisz, a gwarantuję tobie, że jest… wówczas mylił się prawie co do wszystkiego. (śmiech) Wierzę, że religia i nauka są bliskie sobie. W wielu przypadkach mówimy o tej samej rzeczy, a w przyszłości staną się one prawie identyczne. Nie ma takiej możliwości, żeby życie „odchodziło”. Ulega przeobrażeniu. Każda istota żyjąca na tej planecie na niej pozostanie. Zmartwychwstanie jest powrotem do rzeczy przeszłych. To jest nauka, a nauka i religia to prawie tożsame byty. I w przyszłości będzie to jeszcze bardziej widoczne. Jedynie w równym stopniu szanując religię i naukę można poruszać się naprzód. Najciekawsze pomysły zawsze powstają, gdy nie myślisz sztampowo. Jedno jest pewne: nie wiesz wszystkiego. (śmiech)

No tak, ale żyjemy w czasach, kiedy tego typu myślenie nie jest zbyt dobrze postrzegane.

A kiedy było? (śmiech)

Mamy taki specyficzny czas bycia otoczonym przez social media i wpływy różnych ludzi, że to bywa serio trudne.

Nie mam problemu z tym, że ludzie codziennie korzystają z social mediów i wpadają przez to w tarapaty. (śmiech) Podobnie ze mną, im bardziej są oni aktywni, tym bardziej sam staję się aktywny.

Promocja This Machine Kills Artists oparta była na graniu w mniejszych miejscach, jak sklepy płytowe. Wykonywałeś własne utwory, kowery, opowiadałeś dowcipy. Czy w podobny sposób będzie promowana nowa płyta, choć w duecie?

Taki był plan, dopóki nie pojawiła się plaga. (śmiech) Teraz nie mam pojęcia, co z tym zrobić. Możliwe, że wszystkie trasy trzeba będzie przesunąć na przyszły rok. Mieliśmy zaplanowaną trasę po całych Stanach z Trevorem, od maja do połowy lipca i została odwołana. Na jesień była zaplanowana trasa po Europie i ta została już całkowicie odwołana. Może w tym czasie nagram kolejną akustyczną płytę i będę promował na koncertach obydwie. (śmiech)

Obecnie są popularne te wszystkie koncerty online.

Zanim się na to zdecyduję, to ten pomysł zdąży umrzeć.

A które koncerty wymagają u ciebie większej dozy koncentracji? Akustyczne, czy elektryczne?

Przy gigach akustycznych nie mam za sobą chłopaków, za którymi mógłbym się skryć. Na pewno są to koncerty bardziej osobiste. W końcu jestem tam tylko ja. Inaczej ma się kwestia grania z Trevorem.

Masz ulubioną oprawę graficzną wykonaną przez żonę?

O, stary. Nie wiem, co mogłoby to być. Bardzo lubię królika, którego narysowała dla nas, w kaftaniku mówiącego: Make it a cheesburger.

Moim ulubionym jest ten do California Mr. Bungle.

Jej wszystkie prace są dobre.

Który z artystów wizualnych wpłynął inspirująco na ciebie?

Francis Bacon miał duży wpływ na moją twórczość, Andy Warhol, Manuel Ocampo, tytuł nowej płyty pochodzi od jednego z jego obrazów. Właśnie na niego spoglądam.

A czy któraś z prac twojej żony zainspirowała twoją twórczość?

Nie, nie sądzę. To sztuka wielokrotnie była inspirowana muzyką. Niekiedy tworzyła okładki dla nas nie znając muzyki, choć słyszała przecież jak gram w domu zanim powstanie album, więc jest z tym zaznajomiona. Wie co lubię, wie co do nas pasuje i jej ufam.

Jaki los spotkał Bluewhale, twój najbardziej abstrakcyjny projekt jak dotąd?

Nic na chwilę obecną się nie dzieje, zobaczymy co się wydarzy.

Znasz całą masę ludzi, i jeszcze więcej anegdot. Nie miałeś pomysłu, żeby pójść śladem Scotta Iana i zostać stand-upperem?

Pracuję nad książką, ale to zabawne, spotkałem Scotta Iana, który gra z Mr. Bungle, ale nie zamienił ze mną ani słowa. (śmiech)

Jaką muzyką jesteś otoczony obecnie?

Ostatnimi czasy jest to Tom Waits i Led Zeppelin.

Dlaczego golf? Uważany za jeden z najbardziej snobistycznych dziedzin sportu.

Grałeś w golfa?

Nigdy.

Dlatego tak sądzisz. Jak to mawiają: gardzisz, nim poznałeś. (śmiech)

Zdziwiony jesteś, że nie padło ani jedno pytanie o Melvins w czasie naszej rozmowy?

Nie, nigdy nie dbam o to. Od ciebie zależy o co pytasz. Nie mam problemu z żadnymi pytaniami.

Posłuchaj: https://kingbuzzo.bandcamp.com/

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *