Siła intuicji
Stan oczekiwania na nadchodzącą rozmowę jest za każdym razem intrygujący inaczej. Niekiedy towarzyszy temu spokój, a innym razem paraliżujący stan niepokoju. Ten drugi sięgał zenitu wraz ze zbliżającą się godziną 20, kiedy to w piątkowy wieczór miałem zadzwonić do Loreny Quintanilla. Jak się okazało, były to złe dobrego początki, bardzo szybko udało się przełamać nieśmiałość i niepewność, a co za tym idzie nawiązać bardzo luźny, wręcz koleżeński kontakt, który przerodził się w godzinną pogawędkę na tematy nie tylko muzyczne. Te drugie zostawiamy dla siebie, a poniżej zapis rozmowy z autorką jednej z najbardziej wciągających tegorocznych płyty pt. Hibiscus. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego rozmówcy dla pierwszego materiału w pełni przygotowanego pod kątem FollowTheSound. Tym bardziej, że Hibiscus miał swoją premierę w dniu wczorajszym. Przed Państwem – J. ZUNZ
Co zaintrygowało ciebie w hibiskusie, który jest uroczą rośliną, choć specyficzną w smaku.
Hibiskus jest bardzo popularnym kwiatem w Meksyku. Nazywamy go tutaj jamaica, na początku nie skojarzyłam, że chodzi o tą samą roślinę. Pewnego razu miałam dziwny sen. Obudziłam się w środku nocy, ponieważ przez pewien czas cierpiałam na insomnię. I usłyszałam głos mówiący: kwiat hibiskusa pomoże ci. Na biurku przy łóżku zawsze leży notes, zapisałam to w nim, po czym zapomniałam na całe tygodnie. Kiedy w końcu go otworzyłam i ujrzałam zapisane słowa, zaczęłam szukać informacji o tej roślinie i odkryłam, iż jest ona tutaj całkiem popularna. Hibiskus pomógł mi w insomnii, w zmierzaniu się z niełatwymi rzeczami. Zaciekawiło mnie, że pojawił się we śnie, żeby pomóc.
Często miewasz takie dziwne sny?
Tak, na początku sądziłam, iż każdy ma tego rodzaju sny, że może to coś normalnego, ale gdy później rozmawiałam o tym z przyjaciółmi, to mówili, iż im się to nie zdarza. Wtedy zdałam sobie sprawę z roli jaką odgrywają w moim życiu.
Zdałem sobie sprawę, że tytuł pasuje do zawartości muzycznej albumu. Hibiskus ma różne odmiany, różne kolory, smakuje również odmiennie, jego smak jest mieszaniną słodyczy i cierpkości.
Nigdy nie postrzegałam tego w ten sposób, ale masz rację. Świadomie nie było takiego zamierzenia, żeby zarówno brzmienie, jak i mój wokal poszły w tym kierunku, ale rzeczywiście pasuje do opisu tego kwiatu.
Pierwszemu przesłuchaniu Hibiscus towarzyszyła myśl, iż jest to muzyka do tańca, po kolejnych odsłuchaniach już nie tak bardzo, ta muzyka wydawała się zbyt brudna, by przy niej tańczyć.
(śmiech) Tak, to prawda.
Oczywiście można tańczyć do poszczególnych utworów, ale ten trans jest pełen złości.
(śmiech) Masz rację, jest tam zawarta niezbyt komfortowa złość.
Hibiscus uważam za muzykę miejską, zawierającą w sobie puls miasta z wszystkimi jego odcieniami. Czasem są to migające światła, jak w 33:33, Y to moment, w którym tańczysz na parkiecie…
Tak, tak, tak.
Overtime przypomina powrót do domu nad ranem po długiej i intensywnej nocy.
Tak, dokładnie.
Four Women & Darkness to znowu chęć zrelaksowania się, w czym przeszkadza zgiełk, jaki masz w głowie. Budzisz się po przesadzonej nocy i starasz złożyć ją w całość.
(śmiech)
Czasami zwiedzasz ciemnie zaułki tego miasta, wybierasz się na imprezę, jesteś na niej, wracasz do domu, wciąż w towarzystwie pulsu miasta.
Tak, puls, to na pewno. Może ta ciemność wynika z tego, że był to album tworzony w piwnicy. Słuchałam wówczas dużo hip hopu, który ma wpływ na twoje ciało. Zależało mi na mocnej stronie rytmicznej, takim połączeniu basu i bitu, który będzie bliski twojemu ciału i jego wibracji.
W całej swojej złożoności, to jednak album minimalistyczny. W porównaniu do Silente, powiedziałbym, że na Hibiscus jest więcej intymności. Silente przez swoją głośność wydawał się bardziej zadziorny, może też bardziej ekstatyczny.
Wiesz, nie czuję już związku z tamtą płytą. To był bardziej eksperyment, by przekonać się, czy jestem w stanie coś nagrać sama. Od zawsze grałam w różnych zespołach, współpracowałam z ludźmi, co bardzo lubię, jednak na pewnym etapie poczułam potrzebę wyrażenia się solowo. Tamta płyta miała mi pokazać, czy jestem w stanie coś stworzyć od początku do końca. Po ukończeniu nawet lubiłam tamten album, ale po czasie nie czuję już z nim związku, jest jak fotografia, którą oglądasz po jakimś czasie i niezbyt podoba się tobie osoba, którą na niej widzisz. (śmiech) Tej części mnie już nie ma, nie słucham tej płyty, za bardo kojarzy się z przeszłością, z częścią mnie, której już nie ma, choć wciąż potrafiłabym wykonać niektóre z tych piosenek.
Zdecydowanie są to odmienne wydawnictwa.
W międzyczasie wydarzyło się sporo rzeczy. Na pierwszy rzut ucha, choć wydają się to być bliskie siebie krążki, tak nie jest. Silente nagrywałam mając 15 lat, kolejne cztery minęły do jego ukazania się, to jednak kawałek czasu.
Hibiscus to bardzo świadoma płyta, choć zadziwia, jak ją odmiennie odbieramy. Jak wspomniałem, dla mnie ta płyta jest pulsem miasta, a następnie czytam gdzieś, że wiąże się z bardzo trudnym okresem w twoim życiu.
Tak, po drodze miały miejsce pewne zdarzenia. Wdarły się wątki polityczne, które zaczęły dzielić społeczeństwo. Wszystko stało się takie chaotyczne, pojawiły się tematy związane ze Stanami i próbą zbudowania muru na granicy. Niby działo się to poza mną, ale tak naprawdę siedziało również i we mnie. Chciałam coś zmienić, mogłabym to nazwać kryzysem tożsamości. W takiej sytuacji poszukujesz przemiany. W tym pomogła mi ta płyta. Znowu być silniejszą.
Postrzegam teledysk do Y jako zamknięcie ciemnego okresu w twoim życiu. Czy mam rację? Jak to widzisz?
Nie zwracałam na to uwagi wcześniej, ale gdy o tym wspomniałeś, zgodzę się, że jest to zamknięcie pewnego etapu, przynajmniej chciałabym aby tak było. Ten ciemny okres w moim życiu związany był z płcią. Tak jak i w każdym zakątku świata, również moja rodzina ma swoją historię związaną z przemocą i nadużyciami wobec kobiet. Ten klip to metafora, dzięki byciu w środku niej czuję, że mogę konfrontować i uwalniać się od tego cienia.
Od ponad 10 lat sam tworzę muzykę, jednak wciąż nie mogę odnaleźć odpowiedzi na jedno pytanie, dlaczego tak łatwo przychodzi bycie kreatywnym w trudnych momentach życia, w środku osobistych zawirowań, a tak trudno przychodzi to, kiedy wszystko się układa.
Tak, tak, to prawda. Również szukam odpowiedzi na to. Kiedy nie mogłam poradzić sobie z insomnią i byłam śpiąca w trakcie dnia, starałam się być rozbudzona po to, żeby móc spać w nocy. Nie wiem, jak to się działo… Nawet gdy moje ciało było bardzo zmęczone i chciało spać, zamykałam się w studio i pracowałam. To dziwne i tajemnicze, skąd się brała energia, żeby mieć siłę do tworzenia, kiedy byłam zmęczona i smutna. Może to emocje? Nie wiem, to szalone.
Tworzenie w insomnii to trochę odrealniona sytuacja, przyznam.
Każdy choć raz przez to przeszedł. (śmiech) To szalone, czujesz się ciągle jesteś jakby obok. Mam długą historię związaną z bezsennością. Cierpię na to od dziecka. Musi być to związane z genami. Moja mama cierpi na to samo. To trudne, ponieważ czasem muszę mierzyć się ze smutkiem, silnymi emocjami, a jeśli do tego moje ciało jest wyczerpane, czujesz że już nie dajesz rady, potrzebujesz odpoczynku.
Zdarzało się mi tworzyć po nocach, wprowadza to w swoisty stan, kiedy jesteś spragniony, ale zamiast się napić, po kilku godzinach zdajesz sobie sprawę, że pragnienie wciąż nie zostało zaspokojone. Wszystko wtedy jest inne, mało światła, mniej dźwięków z zewnątrz.
W nocy jest spokojniej. Wszyscy śpią. Cisza potrafi być bardzo pomocna. Muszę się mierzyć ze złością oraz strachem i czuję się bardziej komfortowo budząc się w nocy. Nie powinno tak być, ale jestem wówczas spokojniejsza, że wszystko w domu jest w porządku, mogę się bardziej skoncentrować na muzyce.
Bardziej komfortowo czujesz się pracując sama, czy z innymi?
Lubię to i to. Praca z innymi pomaga zmieniać się samym piosenkom. Pojawia się inne podejście, coś na co sama bym nie wpadła. Współpraca z kimś ma wpływ na własny egoizm, mnie osobiście otwiera na zmiany. Pracując przy tej płycie zasmakowałam w pracy w pojedynkę. Wiedziałam, co chcę osiągnąć. Chciałam mocnego, dosadnego basu, nie chciałam perkusji, która finalnie pojawia się w zaledwie jednym utworze, nie chciałam wielu gitar, nie było też strachu, ani wątpliwości. Podczas gdy na pierwszej płycie nie byłam tego świadoma, próbowałam różnych rzeczy, nie było to łatwe.
Tworzenie samemu czyni to, co nagrywasz bardziej twoim i tylko ty odpowiadasz za zawartość.
Tak, to prawda. Mam inny stosunek do tego, co robię sama, a co robię współpracując z zespołem. Przypomina to pamiętnik. Gram już od jakiegoś czasu i ten album uświadomił mi, że prawdziwa muzyka jest moim najlepszym przyjacielem. (śmiech) Przy nagrywaniu tej płyty, wróciłam do każdej myśli, dlaczego to robię. Kiedy jesteś w ciągłym cyklu nagrywania i jeżdżenia w trasy możesz zapomnieć z jakiego powodu robisz, to co robisz. A te piosenki pozwoliły mi przejść przez różne sytuacje życiowe, działały kojąco, były dla mnie bardzo istotne. Dzięki nim trwam.
Od strony twórczej nie bazujesz na półśrodkach. Szczególnie właśnie na Hibiscus nie słychać żadnych przypadkowych dźwięków. Czy taka sama jesteś w życiu pozamuzycznym? Zorganizowana do bólu?
Moje życie osobiste różni się od tego artystycznego. Wydaje się, że jestem silną osobą. Żartuję sobie z tego kiedy jestem na trasie, wówczas mawiam, że silna jestem tylko w tym czasie, gdy znajduję się na scenie, a przez resztę czasu jestem bezużyteczna. Zmieniam się w momencie tworzenia. Zazwyczaj jestem pełna wątpliwości, niezdecydowana, dużo myślę, co zrobić. A przy muzyce tego nie ma. W ogóle wówczas nie myślę. Robię to, co czuję, ufam sile swojej intuicji.
Jak daleko od Hibiscus jesteś obecnie, w rok po jej nagraniu?
Pytasz pod kątem artystycznym, czy życiowym?
To i to.
Czuję, że mogę już iść naprzód i skoncentrować się na czymś nowym, to bardzo ważne. Ze względu na obecną sytuację, odwołano nam wszystkie trasy, zatem sobie czekam. Wciąż czuję też przywiązanie do tego albumu, ponieważ jeszcze nie miałam okazji wykonywać go na żywo. Płyta ukazuje się w sierpniu, dopiero wówczas dowiem się, czy słuchacze też poczują z nią jakiś związek. Przez co wciąż czuję, że jestem w środku cyklu pod nazwą Hibiscus.
Występujesz z zespołem, prawda?
Tak jest.
Uświadomiłem sobie, że równie ciekawe w kontekście tej płyty mogłoby być występowanie u boku dj’a.
Dj’a powiadasz… Bywa, że gram na imprezach tu, gdzie mieszkam. Jest to fajne, lubię obserwować reakcję ludzi, sposób w jaki możesz nimi manipulować. (śmiech)
Muszę zapytać o oprawę graficzną, która jest niesamowita: zdjęcie, okładka, użyta czcionka, trochę w stylu retro, trochę noir.
Tak, tak, tak. Rozmawiałam z ludźmi z wytwórni i zapytali, co bym chciała mieć na okładce. Odpowiedziałam, że przy pracy nad płytą inspirowała mnie portugalska artystka Helena Almeida, która czarno-białe zdjęcia traktowała niebieską farbą. Uwielbiam jej prace, spodobały się także w wytwórni. Inspiracja kolorystyczna pochodzi zatem od niej. Zasugerowano, żebym zrobiła sobie jakieś czarno-białe zdjęcia, robiłem więc te wszystkie dziwne ruchy, które uchwycił fotograf. Wysłałam ok. trzydziestu zdjęć i wybór padł właśnie na to jedno, jest interesujące, na swój sposób dziwne.
Co przed tobą?
Nagrywam nową płytę z innym zespołem, w którym gram. Przez lockdown mamy czas, żeby to zrobić teraz. W przyszłym roku, jak wszystko pójdzie dobrze, będę chciała skupić się na koncertowaniu. Zgodnie z planem, w zamierzeniu, jest też trasa po Europie.
Mój blog nazywa się Podążając Za Dźwiękiem, powiedz na koniec, co to dla ciebie oznacza?
Fajna nazwa! Podążanie za dźwiękiem oznacza dla mnie kierowanie światem w przyjemny sposób.
Posłuchaj: https://jzunz.bandcamp.com/