Ekstremalne przemiany
In Cauda Venenum odkryłem przypadkowo, przeglądając wydawnictwa sygnowane marką francuskiego labelu Les Acteurs de l’Ombre Productions. Zaintrygowali nieoczywistą okładką oraz połączoną z nią muzyką. Gdy okazało się, że porwali się również na swoją wersję motywu przewodniego z Twin Peaks, postanowiłem zespół chwycić za spytki i popytać o ich rozumienie black metalu. A ze strony zespołu odpowiedzi użyczył głównodowodzący Ictus.
Wyróżnić można dwa podejścia do black metalu. Pierwsze to czystość gatunkowa. Drugie, do którego się zaliczacie, to black metal, jako formuła otwarta, dopuszczająca istnienie tworów pokroju post black metal. Nie chciałbym zbytnio analizować, jednak patrząc na wytwórnię, w której się wydajecie, zespoły pokroju Deluge są bardziej post od In Cauda Venenum, gdzie króluje depresyjna aura (Alpha) oraz nostalgia (Omega), co znowu charakteryzuje hordy z drugiej fali black metalu, tego norweskiego.
Wiesz, zasłuchiwałem się w norweskim black metalu, prawda jednak jest taka, iż druga fala jest zdecydowanie moją ulubioną. Tak naprawdę nie wiem, co oznacza granie post czegoś… Wcześniej sądziłem, że wiem, jednak z upływem czasu dochodzę do wniosku, iż wszystko może być post czymś. Deluge np. jest osadzony bardziej w nowoczesnym metalu. Ich podejście jest na czasie, może dlatego odnajdujesz w nich ten przedimek.
Na debiut składają się dwa dwudziestominutowe kawałki. Jako osoba tworząca takie długie formy z czasem doszedłem do wniosku, iż jest to łatwiejsze, niż skumulowanie emocji w kilkuminutowym utworze.
Masz absolutną rację. Pisanie długich kompozycji pozwala na przekraczanie granic oraz limitów czasowych, by móc pozwolić rozwijać się opowiadanej historii w sposób dowolny. Od zawsze byłem wkręcony w dłuższe formy, poczynając od Atom Earth Mother Pink Floyd na Light of Day, Day of Darkness Green Carnation kończąc. Pozwala to na bardziej narracyjny sposób wypowiedzi. Możesz zrobić cokolwiek zechcesz, pracując we własnym rytmie, co jest bardzo komfortowe!
Alpha to pierwsza litera greckiego alfabetu, Omega jest ostatnią. Czy zatem płyta jest wszystkim pomiędzy nimi?
Jest to koncept album opowiadający o korzeniach, przeznaczeniu, dziedzictwie, utopii oraz strachu. W mojej głowie są to naczynia połączone, poczynając od narodzin (w intro możesz usłyszeć płaczące dziecko) po śmierć (na końcu Omega wymawiane są imiona zmarłych osób). Zatem obydwa utwory oscylują między tymi krańcami.
Zatem jaką literą greckiego alfabetu mógłby być Laura Palmer Theme?
To odmienny i specjalny kawałek, opowiadający własną historię. Nie ma połączenia z debiutem. Sorry. (śmiech)
Pytam o to, gdyż stworzyliście coś, co jest piękne oraz przerażające jednocześnie, opowiadające o kruchości życia i czającej się śmierci, na dodatek dodając do niego swój własny pierwiastek.
Dzięki za miłe słowa. Kiedy odkryłem Twin Peaks, poczułem się zahipnotyzowany ową dziwną historią, myślę, iż z powodu empatii, jaką poczułem do postaci Laury. To skomplikowana osobowość, z jednej strony atrakcyjna, z drugiej przerażająca. Ów kontrast wydał się interesujący dla rozwoju mnie, jako muzyka.
Czy długo pracowaliście nad tą interpretacją? Zamysł, jak to ugryźć był znany od początku? Interesujące, że w nagraniach wziął udział wiolonczelista, co nie jest specjalnie popularnym zjawiskiem. Jak wpłynęło to proces twórczy?
Nie pamiętam dokładnie, lecz od rozpoczęcia prac do zakończenia minęło osiem tygodni. Zacząłem od skryptu Badalamentiego, po czym wziąłem do ręki gitarę i przestroiłem ją do D. Po raz pierwszy pracowałem z czymś już istniejącym i etap oswajania się postrzegam za najbardziej interesujący. (śmiech) Gdy już uporałem się z tymi nudnymi obowiązkami, próbowałem zaadaptować progresję akordów gitarowych z głównego tematu do brzmienia ICV. Kiedy porównasz to nagranie do debiutu zauważysz, iż tym razem użyliśmy bardziej interesujących, a także skomplikowanych akordów. Było w tym więcej typowego pisania, niż spontanicznej zajawki. Była to również nasza pierwsza współpraca z wiolonczelą. Wysłałem akordy i gitarowe motywy do Raphaëla, którego pomysł, na całe szczęście, idealnie skleił się z naszym.
Jak bardzo sam serial Twin Peaks, David Lynch plus Angelo Badalamenti odcisnęli piętno na tobie?
Laura Palmer dała początek wszystkiemu. Od razu zakochałem się w muzyce Badalamentiego do tego serialu, przyznając się jednocześnie do niezbyt dużej znajomości jego innych prac.
A Laura Palmer? Co w niej odkryłeś intrygującego?
Po obejrzeniu serialu, przeczytałem Sekretny Dziennik Laury Palmer autorstwa Jennifer Lynch. Rozpoczyna się pokazaniem Laury, jako dziecka i skupia na jej upadku. Było to bardzo inspirujące, ponieważ wyjaśnia zagadki i niedopowiedzenia znane z serialu. W Laurze interesujące są jej ekstremalne przemiany, które towarzyszyły tajemnicy, której sama do końca nie rozumiała. Są niczym łzy dziecka stającego się kobietą, opętaną i terroryzowaną przez demoniczne siły.
W tych kilku wywiadach, które odnalazłem opowiadasz o artystach i albumach, którymi się inspirowałeś. Ale chciałbym zapytać z innej strony: którego z artystów oraz płyt wydanych przez LADLO uważasz za najistotniejsze?
Wow! To bardzo trudne pytanie! Jeden artysta? Jedna płyta? Wymienię tutaj zatem Tekeli-li THE GREAT OLD ONES, ponieważ po raz pierwszy pracowałem nad oprawą graficzną od strony wytwórni. Muzyka była tak szalona i inspirująca, że zdecydowaliśmy się zrobić coś na kształt At The Mountain of Madness Lovecrafta. Zapakowaliśmy wszystko w elegancki boks z intrygującą zawartością, powstałą we współpracy z Jeffem Grimalem. Stanowiło to chrzest bojowy przed dołączeniem do Les Acteurs de l’Ombre Productions. I niesie niezapomniane wspomnienia.
Natomiast wśród naszych artystów odnajduję i takich, od których się uczyłem: MAIEUTISTE, WAY TO END, SPECTRALE, WILDERNESSKING, AORLHAC…
Ciekawa jest oprawa graficzna. Na początku zauważyłem tam czaszkę, później twarz zalaną krwawymi łzami z aurą szaleństwa wokół. A co tam sam widzisz?
Pierwotna idea stojąca za tymi dwoma obrazami ma źródło we francuskim słowie transi. W języku angielskim nie odnajduję jego odpowiednika. W średniowieczu i renesansie była to artystyczna reprezentacja (wśród rzeźbiarzy i malarzy) zmarłych. Transi pochodzi od koncepcji odejścia, bycia po drugiej stronie, co oznacza reprezentowanie umarłych nie pod postacią osób, którymi byli za życia, lecz realistycznym ich odbiorem w stanie obecnym, ze zgnitym ciałem, obumarłą tkanką, widocznymi kośćmi i czaszką. W oprawie graficznej możesz zauważyć rysunek zainspirowany Transi de René de Chalon Ligiera Richiera, który został połączony z koncepcją drzewa, jako centrum tekstów.
Album nagrany został w sposób prymitywny, przy użyciu kilku tanich mikrofonów do zarejestrowania bębnów, a następnie obróbki studyjnej. Czy jest to sposób na uzyskanie masywnego brzmienia? Jak długo trwała ta studyjna zabawa?
W rzeczy samej, to nasza pierwsza sesja i na początku nie mieliśmy ani sprzętu, ani wiedzy odnośnie nagrywania. Gitary i bas nagrałem dzięki Tonelab ST, podczas gdy NKLS zarejestrował bębny przy użyciu naprawdę tanich mikrofonów. By uzyskać odpowiednie brzmienie spędzałem całe dnie i tygodnie, próbując łączyć różne ślady gitarowe w końcowy efekt. Najwięcej pracy było z bębnami, ponieważ mieliśmy trzy ścieżki, praktycznie nie różniące się od siebie i musiałem wybrać właściwą wersję. Całość została odpowiednio podpompowana, całe dnie spędzałem na kwantyfikacji, by zbliżyć się do tego co nagrał NKLS.
W 2015 roku powiedziałeś: od wydania płyty, spotkałem ludzi, którzy mogą stać się częścią następnej, natomiast nie mogę jeszcze nic zdradzić. W internecie podają jednak, że już gracie jako trio. Możesz powiedzieć o tej świeżej krwi? O ile ona rzeczywiście jest.
Obecnie pracujemy nad drugim albumem, który ukaże się w 2020. Studiujemy możliwość współpracy z pianistą i kontrabasistą.
Pracujesz jako grafik. Muzyka bywa inspiracją do prac? Czy to dwa odrębne tory?
Obydwa nasze wydawnictwa są mocnymi konceptami, karmionymi muzyką, tekstami oraz stroną graficzną. Wszystko jest ze sobą połączone, może dlatego, iż pracuję nad grafikami na płyty oraz merchem. Zawsze czekam jednak na ostateczne zdanie ze strony Jeffa Grimala, odpowiadającego za obrazy olejne, które ozdabiają okładki.
Wiele zespołów obecnie gloryfikuje śmierć, zresztą nie inaczej jest z In Cauda Venenum, na kanwie tego zapytam przewrotnie: a dlaczego nie gloryfikować życia? Nieprzewidywalność obydwu stanów jest przecież podobna.
Wiesz, jest to idea stojąca za In Cauda Venenum. Nazwa reprezentuje przeznaczenie, próżność, nieprzewidywalną walkę, jaką toczymy. Za tym możesz projektować własny strach, czymkolwiek on jest, a Śmierć jest jednym z nich. Mowa jednak bardziej o ostrzeżeniu, niż typowej gloryfikacji. Żyjemy swoim życiem. Interesujące jest, iż mamy świadomość nieuchronności tych straszliwych rzeczy, które na nas czekają. Jak sobie z tym radzić i skoncentrować na własnym dziedzictwie? To jest podstawą In Cauda Venenum.
Wydajesz się być ważnym ogniwem LADLO (zresztą przeczytałem, iż stanowisz kamień milowy dla wydawnictwa, który nadał mu świeżości i zadecydował o tożsamości wizualnej). Jak postrzegasz świetlaną przyszłość labelu, który stanowi ważną część francuskiej sceny black metalowej, dbając jednocześnie o jej podziemny charakter.
Przełom poprzedniego i tego roku mógłbym określić, jako wspaniały czas dla nas, ze względu na zbliżające się ówczas premiery! Będzie wiele niespodzianek. Przez ostatnie dwa lata wytwórnia rozwijała się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. I jesteśmy na etapie myślenia, jak utrzymać ów rytm. Musisz wiedzieć, iż wydawnictwo nie jest naszą pracą, zajmujemy się nim w czasie wolnym. Jesteśmy wolontariuszami, pracującymi, jak prawdziwi zawodowcy.
Kupowanie winyli jest aktem oporu przeciwko supremacji cyfryzacji muzyki – powiedziałeś. Nie sądzisz jednak, iż jest na to za późno, a sam winyl został sprowadzony do roli gadżetu?
Niestety, możesz mieć rację. Postawiona teza jest podstawą naszej refleksji dotyczącej przyszłości. Nie ma rozwoju bez cyfryzacji, ponieważ należy do tego 75% kupowanej muzyki. Każdy może znaleźć naszą twórczość w popularnych serwisach streamingowych, mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że ani artysta, ani wytwórnia nic na tym nie zarabia. Cyfry przerażają. Jeden streaming generuje przychód w wysokości 0,00004 euro dla artysty. Nie możemy jednak stawać okoniem. Alternatywą są koncerty oraz sprzedaż merchu. Kupowanie koszulek jest najłatwiejszą formą wsparcia dla zespołu i wytwórni.
Na koniec zapytam o projekt, jaki stworzyłeś z N.K.L.S. zainspirowany wydarzeniami z Czernobyla. Jaki jest jego status?
Nic się nie dzieje. Zdaje się, że powrócimy do niego po wydaniu kolejnej płyty In Cauda Venenum. To kompletnie inny projekt, surowszy, brudniejszy i spontaniczny.
Dziękuję za poświęcony czas!
Dzięki za wsparcie.
Posłuchaj: https://incdvnnm.bandcamp.com