SUCCUMB

Odświeżające doświadczenie

O istnieniu Succumb dowiedziałem się dzięki udziałowi w europejskiej trasie Ulthar. I nie ma co ukrywać, ta dziwaczna mieszanka death metalu, black metalu, hard core’a i grindu zatopiona w absolutnie obłąkanych wokalach robi wrażenie. Umówienie się na rozmowę zajęło nam dosłownie pięć minut i dwa maile. Po poznańskim koncercie zasiedliśmy z gitarzystą Derekiem do pogaduszek, a po chwili dołączyła do nas wokalistka Cheri, która choć z początku stwierdziła, że nie jest w nastroju na wypowiadanie się, to z czasem coraz bardziej dołączała do naszej konwersacji, uważnie się jej przysłuchując.

Zacznijmy od początku. Jak muzyka pojawiła się w twoim życiu? Czy była obecna w domu rodzinnym?

D: Tak. Mój tata gra w zespołach bluesowych. Nie jest zawodowym muzykiem, zajmuje się sprzedażą oprogramowania, ale zawsze wychowywał mnie w szacunku do muzyki. Gra na harmonijce, ale to z gitarą zmienia się w diabła. Wychowywałem się w świecie klasycznego blues rocka: Hendrix, John Lee Hooker, Stevie Ray Vaughan, Zeppelin, Aerosmith. Mam też starszego o pięć lat brata, który zaczął inspirować mnie metalem. Słuchał tego co było popularne: Rage Against The Machine, Tool, ale dopiero kiedy mając dziewięć lat usłyszałem po raz pierwszy czarny album Metalliki byłem pewien, iż to muzyka, w której znajduję wszystko, czego potrzebowałem. Muzyka była obecna w naszym domu permanentnie.

C: Mój dom w ogóle nie był muzyczny. Dużo czasu spędzałam w samotności, a muzyka była rodzajem ucieczki i sprawiała mi satysfakcję. Moja przeszłość jest punkowa, stąd pierwszy zespół, jaki założyłam z najbliższymi przyjaciółmi był właśnie punkowy. A dzięki temu odnalazłam radość w podróżowaniu i graniu tras.

Z Metalliką mamy podobnie. Pamiętam do dziś, jak w wieku ośmiu lat mój starszy brat przyniósł do domu Master Of Puppets i dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem metal.

D: Ludzie mawiają o Metallice, że są więksi niż oni sami, a nawet Jezus. (śmiech) Nie można jednak negować faktu, jaki wpływ wywarła na ludzi, szczególnie w Bay Area, gdzie cały czas jesteśmy z nich dumni. Wywarli na ten rejon ogromny wpływ, podobnie i na cały thrash metal. Kiedy dorastałem na fali był nu metal, pop punk, tego typu rzeczy. Wiesz jaki był nu metal, niby ciężki, ale nie miał tego ataku jak Metallica. Master Of Puppets jest idealnym przykładem ataku riffów, który wręcz inspiruje do chwycenia po gitarę. I nie jest tajemnicą, iż dzięki nim miliony ludzi za nią chwycili.

W Polsce zwykliśmy zadawać tradycyjne pytanie: Metallica, czy Slayer. I za każdym razem rozmawiając z kimś ze Stanów, kiedy zadaję to pytanie odpowiedź jest jedna: Metallica.

D: Coś mi mówi, że w Polsce odpowiedzią jest Slayer. Zapewne dlatego, że pochodzi stąd Vader i Kat, mocno zainspirowani Slayer. Żeby była jasność, mam duży szacunek dla polskiej sceny metalowej.

Wasz gust muzyczny jest bardzo rozległy. Opowiadaliście gdzieś o muzyce, jakiej słuchacie, przy jakiej dorastaliście, byłem zdumiony, iż jest to muzyka pozbawiona stylistycznych granic. A jeśli zapytałbym o tylko jedną, najbardziej znaczącą płytę, na co padłby wybór?

D: Będzie to dla mnie album, jaki odkryłem bardzo wcześnie. Na piętnaste urodziny dostałem Covenant Morbid Angel. W tym czasie zacząłem interesować się bardziej ekstremalnym metalem, a po wcześniejszych doświadczeniach z Metalliką, Slayer czy Sepulturą ten krążek stał się wprowadzeniem do death metalu, wzbudzając mocne nim zainteresowanie. Pamiętam, iż kiedy usłyszałem ten krążek, to jakbym usłyszał muzykę, jaka się mi śniła. Wywarł na mnie olbrzymi wpływ, ma w sobie brutalność, dzikość oraz elementy psychodeliczne. Od strony kompozytorskiej jest wręcz irytujący, pokazuje ile można zmieścić w trzyminutowym kawałku. Nie ma tam zbędnych momentów. Otworzył głowę na możliwości jakie niesie death metal, doprowadzając mnie do tworzenia z naciskiem na poszukiwania. Do dziś często słucham Morbid Angel, nigdy mnie nie rozczarowali. Mógłbym pomyśleć o innych wpływowych albumach, ale to trudne pytanie.

Moja przygoda z Morbid Angel zaczęła się na dobre od Formulas Fatal To The Flesh. Zresztą poważam wszystkie trzy ówczesne albumy ze Stevem Tuckerem i zupełnie nie rozumiem jechania po Heretic.

D: To świetna rzecz. Ukazał się kiedy na dobre wkręciłem się w Morbid Angel. Ludzie wylali masę gówna na brzmienie gitar i samą produkcję, ale moim zdaniem to tylko dodaje psychodelicznego klimatu całości. Trey próbował tam sięgnąć po coś spoza gatunku, jak to czyni zawsze, brzmi on tak sennie. Kocham to.

Powróćmy do początku rozmowy, czy gitara była twoim wymarzonym instrumentem i był to naturalny wybór?

D: Kiedy byłem bardzo młody chciałem sprawdzić się w perkusji, ale że zawsze miałem dostęp do dobrych gitar, np. Fendera Stratocastera to naturalną koleją rzeczy wybrałem tamten kierunek. Pamiętam, iż kiedy usłyszałem Seek And Destroy wiedziałem, że muszę się nauczyć tego riffu i w ten sposób gitara stała się moim wyborem.

photo: Succumb

Jaka była wasza droga do Succumb? Wcześniej był Cloak, Cheri była też częścią Pig DNA, ale czy to właśnie Cloak zapoczątkował powstanie Succumb?

D: Owszem. Cloak był moim pierwszym prawdziwym zespołem. Odkąd sięgam pamięcią grałem z różnymi ludźmi, w szkole wyższej zwołaliśmy się ze znajomymi, aby pograć numery Celtic Frost, Slayer, Judas Priest albo Sepultury. Sytuacja skomplikowała się na studiach, gdzie pojawił się problem ze znalezieniem muzyków, miałem poczucie, że każda znajoma mi osoba tak naprawdę nie słucha metalu. Przez większość pobytu w San Francisco po omacku szukałem ludzi do grania, a jak już spotkałem kogoś z kim miałem zbliżoną wizję, to nie mogliśmy znaleźć innych członków do zespołu, ale o dziwo w ten sposób się poznaliśmy. Współdzieliłem salę prób z Kirkiem – basistą i choć nigdy wspólnie nie zagraliśmy wcześniej nuty, zwrócił uwagę na moją koszulkę Revenge. W ten sposób zaczęło się.

C: Z Nicole, oryginalną perkusistką Cloak wywodzimy się ze sceny punkowej, widywałyśmy się na koncertach, współdzieliłyśmy scenę, zaprzyjaźniłyśmy się i w końcu padło pytanie, czy zechciałabym zrobić wokale do nowopowstałej kapeli metalowej. Na początku myślałam, iż chodzi o jakiś prymitywny metalowy twór, w końcu takie granie było jej domeną, z czasem jednak Derek stawał się bardziej techniczny, co znowu jej nie pasowało, doprowadziło do pojawienia się nowego bębniarza i zmiany nazwy.

Succumb jest nazywany przez ludzi zespołem death metalowym. Dlaczego oni wszyscy nie mają racji? Według mnie w ogóle nie tego nie gracie.

D: W moim mniemaniu jesteśmy kapelą death metalową, ale co tak właściwie masz na myśli?

Myśląc death metal, myślisz Morbid Angel, ale kiedy Transilvanian Recordings wydał taśmę Cloak najpierw nazwał ten zespół death punkowym, by kilka linijek niżej użyć etykiety black metal, a na samym końcu nazywając go death/black metalem wykonywanym przez punków. Idąc tym samym tropem, Succumb nie gra death metalu, jest dziwaczną miksturą hardcore’a, grindcore’a z death metalem.

D: Zdaję sobie sprawę, iż nie jest to najdokładniejsze określenie naszej muzyki, w której odnajdziesz różne elementy i to w niej lubię najbardziej.

C: Grind zdecydowanie jest tego częścią, zamierzenie zresztą.

D: My chyba nigdy nie czuliśmy się do końca związani ze sceną punkową, ale w jej obrębie znajdował się grind i powerviolence, którym się już mocno inspirowałem, mogę określić siebie mianem grindowego nerda, australijski The Kill, Discordance Axis, norweski Parliamentarisk Sodomi, Regurgitate tego typu sytuacje. Słyszałem, jak określano nas mianem połączenia death metalu z noise rockiem.

Według mnie to połączenie grindu spod znaku Napalm Death z chaotycznością Mayhem.

C: Tak, to ma sens.

D: Kocham Mayhem, wszystkie wcielenia, jestem oddanym fanem Blasphemera, jego udziału w dziedzictwie Mayhem na wszystkich trzech studyjnych płytach. Plus Napalm Death z naciskiem na Fear, Emptiness, Despair, który to album kocham tak bardzo ze względu na unikalne brzmienie, połączenie groove z death metalem. Wspomniałeś, że coś nie jest czysto death metalowe. Lubię kiedy zespół jest organiczny jednocześnie będąc tak kreatywnym, jak to możliwe i właśnie Fear, Emptiness, Despair jest tego przykładem.

Jesteście zespołem mocno zakorzenionym w podziemiu. Jakie są plusy tego stanu rzeczy?

D: Pierwsze co się z tym wiąże to kreatywna wolność. Możemy robić wszystko na co mamy ochotę. Nie idzie za tym żadna presja, ściskanie nic nie znaczących rąk albo wchodzenie komuś w tyłek. Obecnie ludzie są mocno skoncentrowani na obecności w mediach społecznościowych, a nie to jest sednem w zespole jak nasz, ani w żadnym innym blackowym, grindowym lub death metalowym. Nie musimy być tacy fajni na instagramie

C: Dla mnie liczy się brak wymuskania. I ludzie są lepsi. (śmiech) Jest dobry przelot, osób naruszających moją prywatność jest też mniej.

photo: Succumb

Mawia się, że na napisanie debiutanckiej płyty ma się całe życie, a na stworzenie drugiej jedynie osiemnaście miesięcy, co w waszym przypadku całkowicie się nie sprawdza.

D: Nasz pierwszy album był przeciwieństwem drugiego. Stworzyliśmy go w mniej, niż pół roku, ale był to naprawdę istotny czas. Kiedy zobaczyłem z jakim pozytywnym odzewem się spotkał dotarło do mnie, ile jeszcze rzeczy należałoby udoskonalić, przez co nałożyłem na siebie dodatkową presję, co zablokowało mnie mentalnie. Chciałem stworzyć coś, z czego będę serio dumny, a to pociągnęło za sobą więcej czasu potrzebnego na jego napisanie. Słowa uznania dla pozostałych w zespole, którzy mówili wprost: słuchaj, ten utwór już jest skończony. (śmiech)

C: Całą masę rzeczy chciałeś wciąż poprawiać, pracując nad nimi wieczność.

D: I pewnie wciąż pracowałbym nad nimi. (śmiech)

Może dlatego XXI jest dynamiczniejszy od debiutu.

D: Tak i taki był też cel. Czułem, iż powinno powstać coś o wiele intensywniejszego, ponieważ miałem świadomość potencjału drzemiącego w tym zespole. Pracując nad debiutem dopiero się obwąchiwaliśmy, podczas gdy na XXI wiedzieliśmy na co nas stać i możemy wycisnąć z siebie jeszcze więcej.

A jaka jest rola tekstów? Osobiście lubię ich lekturę, ale najczęściej rozmawiając z kimś, kto nie jest ich autorem słyszę, iż nie przywiązuje się do nich aż takiej wagi. Często są one uważane po prostu za konieczność.

D: Zdecydowanie przywiązuję do nich wagę. Sam nie uważam siebie za tekściarza. Niektóre teksty lubię, inne nie. Całe szczęście Cheri przynosi te, które mi się podobają. (śmiech) Zostawiam jej w tej kwestii całkowicie wolną rękę, pomagam bardziej przy patentach wokalnych. Komponując mniej więcej wiem, co i jak powinno wyglądać między riffami. Podział ról między mną, Cheri i pozostałymi jest mądry.

Znalazłem u was takie kwiatki, jak linijka otwierająca The Flood: Z liną niczym ozdoba na szyi poniżony tancerz pozostawia szafot niezdatny do użycia albo Rozkładające się końcówki kręgosłupa jego ciała rumienią się niczym róża w rozkwicie. Macie swój ulubiony tekst albo fragment?

C: Nie myślałam o tym utworze naprawdę długi czas, ale wciąż go lubię. Opowiada o różnych erotycznych obrzękach na skórze. (śmiech) Co samo w sobie jest zabawnym zagadnieniem.

D: Wskażę na Okeanos, kiedy w czymś na kształt refrenu pada Witness your sacrifice i wchodzi po tym riff.

Zaczynając pracę nad muzyką masz w głowie efekt końcowy?

D: Mam ogólny pomysł, w jakim kierunku chcę podążyć oraz w jakie dźwięki chcę to ubrać. Nie mam w głowie wielkiego wyobrażenia, co z tego powinno wyniknąć.

C: Rzeczy zmieniają się naturalnie w momencie, kiedy poszczególni członkowie dodają coś od siebie.

Czyim pomysłem była ta trasa, jedynie na dwa zespoły? Obecny trend wskazuje na tournée złożone z kilku zespołów. Zbliżająca się trasa Morbid Angel to sześć death/blackowych aktów pod rząd, co samo w sobie może nie być dobre dla zdrowia psychicznego.

D: W naszej sytuacji najlepiej koncertuje się na dwa zespoły. Będąc dużą nazwą pokroju Suffocation czy Morbid Angel można pozwolić sobie na pakiet zespołów.

C: W mojej opinii jest to festiwal.

D: Na naszym poziomie finansowo opłacalne jest jechanie z jeszcze jedną kapelą.

C: Jesteśmy zaprzyjaźnieni. Znam się od lat. Zostaliśmy na tę trasę zaproszeni, miało to sens, więc się zgodziliśmy. Nigdy nie byliśmy na tym kontynencie, to dla nas wielka okazja.

Zatem to wasza pierwsza wizyta w Europie. Spotykacie się z różnymi językami, kulturami, ludźmi, zachowaniami. Czy coś was zaskoczyło? Pozytywnie bądź negatywnie?

D: Bardzo pozytywnie. Ludzie tutaj są autentyczni, szczerzy, z większym uznaniem odnoszą się do death metalu. W Stanach ludzie zachowują się, jakby byli jacyś mega fajni, traktują nas jak kolejny zespół, jakie się tam pojawiają każdego dnia. No i tutaj jestem pytany o płytę, czego nie doświadczam tam.

C: W Stanach nigdy nie dostajemy jedzenia, kiedy gramy koncert, żadnego miejsca do przenocowania, żadnej z podstawowych rzeczy.

D: W amerykańskich klubach patrzy się na nas na zasadzie: co wy tu w ogóle robicie? (śmiech) Pewnego razu otwieraliśmy dla Nails, a promotor zapytał nas kim jesteśmy. (śmiech) Wskazaliśmy na plakat mówiąc, iż gramy przed tym zespołem. Na co on: o kurwa, o co tu chodzi?! (śmiech) Cały się zestresował. Myślał, że jesteśmy zespołem pokroju Slipknot, a nas była tylko czwórka. Weszliśmy na scenę, podłączyliśmy się, zagraliśmy swój death metal, zeszliśmy i wypiliśmy mu całe piwo. (śmiech)

C: Granie w Europie jest odświeżającym doświadczeniem. I bardzo pięknym. Wszystkie kluby, budynki, natura.

D: Przemieszczamy się vanem z miejsca na miejsce, spoglądam przez okna, widzę naturę, mijamy wzgórza, podczas gdy w Ameryce katolickie obozy koncentracyjne. Wiesz, to nie są jakieś niewielkie miejsca, ale ogromne połacie ogrodzonego terenu. To smutne. Pamiętam, jak za nastoletnich czasów czytałem wywiady z europejskimi kapelami, które przyjeżdżały do Stanów na koncerty. Kiedy próbowano im wytłumaczyć czym są Stany mówiono, że jesteśmy to wolni, ale czujemy się, jak w pułapce. (śmiech)

Co tam teraz pichcicie?

D: Napisaliśmy kilka numerów. Chyba nie próbujemy już sobie nic udowadniać, jak ostatnim razem, ale wiadomo, zawsze chce się stworzyć coś, z czego jest się dumnym. Szczególnie teraz czuję, iż zrobiliśmy krok naprzód w porównaniu do XXI. Chcemy kontynuować ten kierunek. Wszystko ma swój czas. Musimy zadbać o życie osobiste.

C: Mam nadzieję na wypróbowanie różnych metod nagraniowych, może z nową osobą za heblami. Chciałabym też mieć dodatkowe warstwy, noize’owe interludia. Warstwa tekstowa na chwilę obecną owiana jest tajemnicą.

Mój blog nazywa się Podążanie Za Dźwiękiem. Co to dla was oznacza?

D: Nieistotne czy jesteś fanem, czy muzykiem otwierasz się na to, co inspiruje. A w kontekście kreatywnym, robić to w zgodzie ze sobą oraz ludźmi.

C: Podążanie w kierunku własnych obsesji i pokus, które zabiorą ciebie do miejsca, w którym powinieneś się znaleźć.

Posłuchaj: https://succumb.bandcamp.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *