MAT BALL

Ukryte szczegóły

Choć Mathieu Ball wydał właśnie swoją debiutancką płytę solową, nie sposób debiutantem go nazwać. Od dziesięciu lat współtworzy jeden z najbardziej poważanych zespołów alternatywnych BIG|BRAVE. Zredefiniował podejście do komponowania, stawiając dekonstrukcję ponad klasycznie pojęty schemat komponowania. Zbudował swoją autorską gitarę. A na dodatek pokazał, jak niewiele środków potrzeby, żeby przy jej udziale i odpowiednich umiejętnościach osiągnąć tak imponujący efekt końcowy.

Powinienem zacząć od pytania z komentarza na Instagramie: Koleś, jak uczyniłeś swój czysty ton tak potężnym i żywym?

Zacząłem nim operować, kiedy zbudowałem nową gitarę, do której założyłem przetworniki P90. Brzmiały tak dobrze, iż nie chciałem dodawać do niej przesteru. Znalazłem sposób, żeby grać na nich coraz głośniej, docierając do punktu granicznego, jednak bez posuwania się zbyt daleko, żadnego przesterowywania, samo pompowanie sygnału do momentu utraty jakości strun i przetworników. Od tamtego czasu stosuję mniej przesteru na rzecz naturalnego piękna, które traci się używając zbyt wielu efektów, albo zbyt wiele ćwicząc.

Jako dzieciak marzyłem o modelu B.C. Rich Warlock. Miałeś swój wymarzony instrument?

Niekoniecznie. W użyciu miałem tę samą gitarę od 16 roku życia. Nabyłem ją przypadkowo, akurat była dostępna w sklepie i mogłem sobie na nią pozwolić, dzięki dorywczej pracy latem. Z czasem stała się bardzo wygodnym instrumentem i nawet nie myślałem o innej. Do dzisiaj nie mam takiej wymarzonej gitary. Dobrze mi z tą, którą mam.

Pamiętam, jak oglądałem jakiś wywiad z Joe Satrianim i zapytano go, ile instrumentów posiadał, tak rozejrzał się po pokoju i mówi: dwieście do trzystu.

Aktualnie mam w użyciu dwie gitary. Nie wydaje się mi, żebym jednorazowo był właścicielem więcej, niż pięciu, dziesięciu gitar. Lubię mieć taką, do której się przyzwyczaiłem i jest w użyciu. Nie potrzebuję wieszać gitar na ścianie, nie traktuję ich jak obiektów kolekcjonerskich. Radość sprawa mi ta, która pasuje do tego, co robię.

Jesteś samoukiem?

Kiedy byłem młodszy, wziąłem kilka lekcji z podstaw teorii. Trwało to może dwa lata. Do wszystkiego co robię teraz doszedłem samemu, technika, podstawy użytkowania. Pamiętam to, czego nauczyłem się w wieku lat 13 na tych lekcjach, a więc skale, akordy, ale nie wyszedłem ponad to.

Kiedy już zacząłeś grać na gitarze, od razu pojawiły się eksperymenty z dźwiękiem? Pamiętam, kiedy mi wmawiano, żebym grał jakieś kowery, riff do Smoke On The Water, co zupełnie nie było ciekawe, od początku wolałem robić swoje.

Miałem podobnie, nigdy nie nauczyłem się wielu innych kawałków. Do dziś nie potrafię w całości zagrać czegoś, co nie jest moje. I raczej nie sprawiłoby to frajdy. Od początku eksperymentowałem z dźwiękiem, prostymi riffami i patentami. Robienie tego, co chcę.

A jak opisałbyś głos swojej gitary?

Z dziesięć lat temu zobaczyłem występ saksofonowy. Grałem z Secure Respiration. W tamtym czasie zacząłem kombinować, jak uczynić, żeby gitara nie brzmiała jak gitara. Ów saksofonista był w stanie grać te długie, powtarzające się drony bez żadnej przerwy. Gdybym był saksofonistą próbowałbym to naśladować, a że jestem jedynie gitarzystą podjąłem się misji wymyślenia, jak uczynić, żeby brzmiała w ten sam sposób, czyli bardziej dęcie w instrument, niż gitara, którą wystarczy wpiąć, czy zagrać jakieś progresje akordów.

Dlaczego wybrałeś minimalizm za środek wyrazu? Moja teoria jest taka, że bez przytłoczenia dźwiękiem słyszy się wyraźniej. Im więcej głosów, tym mniej słychać.

Zdecydowanie. Swój początek ma to w BIG|BRAVE. Gram muzykę bardziej technicznie skomplikowaną, ale jak wspomniałeś, im więcej dodajesz, tym każda kolejna nuta mniej znaczy. Im mniej zrobisz tym nadajesz ważności każdej pojedynczej chwili. Nie ulega wątpliwości, iż bardziej się można wówczas skupić. Poza tym, to dobre ćwiczenie na słuch. Grając jeden dźwięk, słyszy się tyle rzeczy, że jeśli zbyt szybko zagrasz kolejny całe piękno ulatuje. Lepiej pozwolić dźwiękom oddychać i skupiać się na ukrytych szczegółach w harmoniczności dźwięku.

Za każdym razem słuchając Amplified Guitar raz głośniej i coraz głośniej, a raz ciszej w ogóle nie traci się przejrzystości brzmienia.

Gram głośno, żeby spożytkować pogłos, jaki pojawia się z połączenia gitary, mnie oraz wzmacniaczy. Jednak nie gram głośno, traktując tego jako swoistej deklaracji. Ktoś może zachowywać się głośno po to tylko, żeby zostać zauważonym. W moim przypadku chodzi o wykorzystanie donośnego pogłosu, a nie podkręcanie wzmaczniacza dla samej głośności. Jak wspomniałeś, poprzed głośne granie traci się przejrzystość. Ja się podgłaśniam do momentu, kiedy zbliża się przełamanie i można posunąć się za daleko. Znalazłem odpowiedni balans dla pogłosu oraz głośności niskich dźwięków. Nigdy nie posunąłem się za daleko do punktu, w którym poświęca się i zagraża czystość dźwięku.

Bardziej czasochłonny był proces komponowania, czy poszukiwania właściwego brzmienia?

To i to. Każdy utwór na płycie, każda nazwijmy je kompozycja jest dźwiękowym pomysłem. Zamknięte piosenki należą do tych napisanych, natomiast dronowe formy opierają się na teksturze, a nie riffie. Najpierw pojawiało się brzmienie, a po nim struktura i zastanawiałem się, jak mogę zamienić ją w pięciuminutowy kawałek.

Nawiążę jeszcze na moment do tego, co mówiłeś na początku, ponieważ znalazłem takie mądre słowa, które wypowiedziałeś: staram się trzymać z daleka od przesteru, szczególnie przy gitarze, którą zbudowałem. Pamiętam, jak pierwszy raz posłuchałem Amplified Guitar i wydał się mi on dość mocno przesterowanym albumem. Później okazało się, jak bardzo się myliłem.

Sądziłeś po pierwszym przesłuchaniu, że to przesterowany krążek?

Dokładnie.

No tak, jest tam przester nadający brudu jednak nie została przekroczona granica przejrzystości. Zresztą od zawsze chciałem być obecny w obydwu światach, z jednej strony napompowany pogłos oraz nasycone brzmienie podkręcone maksymalnie do granicy czytelności harmonicznej. Muszę jeszcze dodać, że dużo przesteru doszło w miksie. Mój przyjaciel, Seth Manchester, który za niego odpowiadał lubi przesterowywać wszystko. Nieważne, ile znajduje się go w ścieżkach, które do niego przesyłasz, zawsze znajdzie sposób żeby dodać więcej, jednocześnie nie powodując utraty jakości. Bardzo ciekawe podejście do tej materii, dodawanie brzmieniu jakości zamiast częstego zdejmowania go z dźwięku.

Swoją obecną gitarę zbudowałeś jakiś miesiąc przed wejściem do studia. Czy zatem ten album jej wynikiem eksperymentowania z instrumentem, a może już świadomego jej wykorzystywania?

Duża część muzyki była bezpośrednim rezultatem gry na nowym instrumencie. Mogłem w końcu na niej pograć, sprawdzić czy wszystko jest w porządku, dużo czasu spędziłem przy jakichś prostych akordach, wówczas dotarło do mnie, jak są bogate harmonicznie, inspirując kierunek, w jakim chciałem podążać na pisaniu oraz nagraniach. Jeśli nie zbudowałbym tej gitary, płyta solowa i tak zapewne powstałaby, lecz nie wydaje się, żeby zabrzmiała wówczas tak, jak brzmi.

Gdzie znajdują się te niewidzialne granice między tobą, a gitarą? Mam na myśli nie tylko technikalia, ale kwestie wyobraźni.

Album trwa około czterdziestu minut. Wyzwaniem było stworzenie takiej ilości muzyki solowej, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Nie wiem, czy można mówić o granicach, więcej czasu zajęło mi wymyślenie utworu lub partii dronowej, złożonych z małych segmentów, które niekoniecznie brzmią tak samo. Oczywiście były ograniczenia techniczne, ale sprowadzały się one do spędzania większej ilości czasu na eksplorowaniu co mogę zrobić lepiej, przez co same granice ulegały zacieraniu.

Czy celem tego albumu było uzupełnienie twojego brzmienia, przebudowanie go, a może stworzenie czegoś nowego?

Zdecydowanie nowego. Wiedziałem, że powstanie coś zupełnie innego od następnego solowego wydawnictwa. Podsumowuje on moje poszukiwania od momentu kiedy pandemia spowodowała potrzebę działania na własny rachunek. To zapis tamtego czasu, jednak kiedy słucham tego teraz i grając o wiele więcej od czasu kiedy utwory zostały zarejestrowane traktuję je jako punkty wyjścia do dalszej muzyki, jaką stworzę dla siebie.

A jak wygląda kwestia struktury samych utworów, czy działałeś w zgodzie z myślą twórczą BIG|BRAVE, czyli dekonstrukcja zamiast konstrukcji?

Jestem pewien, że dekonstrukcja. Próbowałem zrobić jak najmniej się dało, byle brzmiało interesująco. Zafiksował mnie pomysł, żeby było najprościej jak się tylko da. Pozwolić gitarze nie brzmieć jak gitara, zdekonstruować samo postrzeganie, jaka powinna być solowa płyta na gitarę elektryczną.

Na swój sposób można nazwać Amplified Guitar albumem improwizowanym.

Tak, wszystkie utwory powstały z improwizacji. Pomysłów było siedem, mniej więcej wiedziałem co z nimi zrobić w studio, na zasadzie luźnych struktur, że to będzie utwór pierwszy, ten drugi i tak do siódmego. Przy nagraniach na podłodze postawiłem stoper ze świadomością, że chcę zamknąć się w pięciu minutach. Raz miałem pomysł jak zacząć, ale nie byłem pewien środka, coś mogło odpaść i zamknąć w ten sposób utwór. Proces budowania z patrzeniem kątem oka na zegarek, który odliczał, czy powinienem już kończyć dany pomysł, zamykać kawałek i przechodzić do kolejnego.

Zabawną rzecz odkryłem wczoraj, a mianowicie, że jest tam blues, co szczególnie słychać we wszystkich trzech częściach To Catch A Light.

Tak, tak. Absolutnie. Chciałem powrócić do najbardziej elementarnej podstawy gitary, a taką jest blues oraz cała muzyka bluesowa, rock’n’roll to rasowa z niego zżyna od zawsze. Słuchałem o wiele więcej tej muzyki, Juniora Kimbrough, R. L. Burnside’a, co stanowiło inspirację zarówno do tych części, jak i innej muzyki, nad którą pracuję obecnie.

Nie ma na albumie trzeciej części Steel Wound Arteries. Takowa nie powstała, nie pasowała do całości?

Nie jestem pewien. Tytuły nadałem na samym końcu. Album podzielony został na trzy różne kategorie o tytułach Steel Wound Arteries, To Catch Light oraz Within The Billow, które prezentowały trzy odmienne do nich podejścia. Nie miałem wyraźnej mapy odnośnie układu, ustalonej kolejności ani tytuów. Wróciłem z nagrań i dopiero po wszystkim posłuchałem całości.

Stacy Lee
photo: Stacy Lee

Amplified Guitar to twoja debiutancka płyta solowa, jednak wcześniej popełniłeś Labor Saver, gdzie skupiłeś się na wydobywaniu dźwięku poprzez różne przedmioty, a także Four Amplifiers, na którym położyłeś nacisk na odegranie partii gitarowych na czterech różnych wzmacniaczach.

Wkradło się sporo nieścisłości. Na Labor Saver to nie ja gram na gitarze, ale gra gitara położone na pralce, co zmienia istotę tej muzyki. Są nawet klipy to pokazujące, jak to zrobiłem. To bardziej taki eksperyment przeznaczony na bandcamp. Nie dość, że tam nie gram, to sam strój jest przypadkowy. Po prostu odpuściłem i pozwoliłem maszynie zrobić to za mnie. Jeśli chodzi o Four Amplifiers, nagrałem cztery ścieżki, również wspomagając się czasomierzem i dopiero później nakładałem je na siebie. Koniec końców każda lądowała na wierzchu. Są tam naprawdę świetne momenty, lecz nie były one planowane. Nagrywając każdy następny ślad, nie wracałem do poprzedniego. Miałem cztery ścieżki, o których nie wiedziałem, jak ze sobą współbrzmią. Było w tym dużo przypadkowości. Na ich tle Amplified Guitar jest improwizacją, pozwoliłem gitarze wykonać całą robotę, nawet jeśli nie dało się zagrać dwa razy dokładnie tego samego. Zatem też jest w tym element przypadku, jednak już w o mniejszym stopniu. To najbardziej uporządkowana rzecz z tych trzech.

Historia powstania Labor Saver przypomina mi ten filmik na twoim instagramie, gdzie gitara stoi na tle kolmny głośników i wzmaczniaczy grając samoczynnie przez ok. dziewięć minut.

Wszystko co robię jest zamierzone. To ja, grający i eksperymentujący. Labor Saver nie powstałby bez mojego udziału, ale moja kontrola skończyła się wraz z położeniem gitary na urządzeniu.

Bardzo interesująca jest cała konceptualność Amplified Guitar włącznie z teledyskiem do To Catch Light III pokazującym ruch wokół dźwięku wydobywającego się ze wzmacniacza. Jeden z najprostszych, ale i najbardziej trafiających teledysków, jakie widziałem. I znowu im mniej rzeczy, tym bardziej je dostrzegasz.

Tak, to samo z utrzymywaniem prostoty brzmienia. W tym teledysku nie ma żadnego ruchu kamery, koncentruje się jedynie na ruchu dźwięku, co zawsze wiąże się z prostotą. Stworzony został przez mojego przyjaciela Forda, miał pomysł, któremu kompletnie zaufałem. Zna moją estetykę i podszedł do tego tak, jak sam podchodzę do muzyki. Jak najprościej się da, bez zbędnego ruchu, by móc skoncentrować się na tym, co się dzieje w określonej chwili, czy będzie to dźwięk, czy ruch wokół głośnika nakrytego płachtą folii. Możliwość skoncentrowania się na detalach, które mogłyby umknąć.

W jaki sposób twoje otoczenie, pokój, w którym właśnie przebywasz, sala prób wpływa na twoje brzmienie i muzykę?

Mój pobyt w sali prób jest doświadczeniem samotniczym. Owa przestrzeń jest bardzo ważna, gdyż mogę tworzyć hałas bez potrzeby tłumaczenia się, ponieważ po to wynajęliśmy to pomieszczenie. Nie ma w nim nic specjalnego, okno wychodzi na autostradę, co nie stanowi żadnego źródła motywacji. Inspiracją jest samo posiadanie miejsca, w którym mogę robić to, na co mam ochotę. I tak długo, jak mogę to robić, schodzi ono na drugi plan.

Zbliża się premiera płyty solowej, ale też książki będącej do niej dodatkiem. W jakim stopniu dopełnia ona album?

Na fotoksiążkę składa się wiele z moich zdjęć, jakie zrobiłem w ostatnich prawie dziesięciu latach, gotowych rzeźb, znalezionych rzeźb, rzeźb zrobionych z materiałów z odzysku. Niekoniecznie jestem całkowicie odpowiedzialny za efekt końcowy. U niektórych może powodować sprzężenie zwrotne rodem ze wzmacniacza. Robię wszystko, aby móc je kontrolować, ale równocześnie delektuje się tą częścią, której skontrolować nie potrafię, tudzież walczę o kontrolę jak z jakąś siłą większą. W ten sposób ze sobą współgrają, są też osobnymi rzeczami, nad którymi pracowałem w oddzielnym czasie. Miło było je ze sobą zestawić i poszukać związku między nimi.

A czy Metal Machine Music Lou Reeda znajdowało się w kręgu twoich zainteresowań?

Lubię ten album, pomysł jaki za nim stoi jest zabawny. Legendę, że nagrał go aby wywiązać się z kontraktu, pokazać środkowy palec w stronę wytwórni. Może to prawda, a może nie i tak powstał piękny dronowy krążek. Podobnie do innych płyt, jakie lubię, także i ta znajduje się z tyłu mojej głowy. A ta ze względu na sposób, w jaki możliwie powstała, z tym poczuciem humoru, jakiego użyłem na Labor Saver w szczególności. To poważnie brzmiąca płyta, ciągle słuchalna, być może wywodząca się z jakiejś pozytywności.

Wiem, że na trasach bierzecie sobie dni wolne, żeby móc zwiedzać i próbować nowego jedzenia. Opowiedz o najbardziej imponującym miejscu i jedzeniu, jakie skosztowaliście?

Tak, dni wolne dobrze nam robią. A jedzenie… Gdziekolwiek jedziemy, do Europy Wschodniej czujemy się tam komfortowo. W Pradze za każdym razem wybieramy restaurację Lokál, nic wyszukanego, ale zawsze szukamy miejscowych dań. I zawsze tego typu doznań, a nie modnych restauracji, szukamy w miejscach, gdzie gramy, nieważne, czy to Praga, małe miasto niemieckie, czy gdzieś w Polsce. Nie wymienię najlepszego posiłku, ale zawsze pytamy ludzi o zarekomendowanie miejsca z lokalnym jedzeniem. Z pewnością to istotna część naszych tras.

Udało się tobie zagrać ten sam utwór może niedokładnie tak samo, ale w zbliżony sposób dwukrotnie?

Od nagrań minęło już dużo czasu, dwa tygodnie temu przygotowałem materiał do grania na żywo. I słuchając tego ciężko było mi sobie przypomnieć jak poszczególne fragmenty zagrałem. To Catch Light musiałem sobie przypomnieć i nauczyć od nowa. Dronowych części Within The Billow nie sposób było spamiętać i nie sądzę, abym kiedykolwiek je odtworzył, nawet wykonując je na żywo. Mieszanka czegoś, co mniej więcej jestem w stanie zagrać w ten sam sposób. Nigdy nie będą identycznie, to absolutnie niemożliwe, albo będą to kompletnie inne wersje, tudzież zupełnie coś innego, improwizacje na potrzeby chwili.

Mój blog nazywa się Podążanie Za Dźwiękiem, co to dla ciebie oznacza?

Podążanie za dźwiękiem idzie w parze z graniem bardziej minimalistycznym, na jednym akordzie i pozwolenie mu wybrzmieć. Inspirowanie się tym, co ma aktualnie miejsce i przyjrzenie się, co można zrobić, aby to dopełnić. Prowadzi to do postawienia następnego kroku, zamiast próbować ciągle grać dźwięki, które już uleciały.

Posłuchaj: https://mathieuball.bandcamp.com/

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *