EARTHEN SEA

Presja otaczającego chaosu

Jacob Long jest niezwykle pokorną osobą. Spokój, skromność, skupienie, ważenie słów i specyficzny stan zawieszenia, to wszystko można było wyczytać podczas naszej rozmowy. Jednocześnie dało się odnieść wrażenie zdystansowania, ale nie takiego, kiedy nie jest się w stanie złapać kontaktu, ani tym bardziej nici połączenia z drugą osobą, ale szczerego zaskoczenia wpływem, jaki może wywierać jego twórczość oraz otwartości na możliwe jej interpretacje. Wydaje się mi, że po raz pierwszy znajdowałem się podczas rozmowy w stanie tak głębokiego skupienia, który mogę śmiało porównać do medytacji.

Jacob, przygotowując się do naszej rozmowy, czyniłem pewne notatki, czytałem wywiady z tobą oraz recenzje. We wszystkich przewijał się motyw nocy i ciemności. To przypomniało mi sytuację, kiedy będąc dzieckiem otwierałem w nocy oczy i nie widziałem nic oprócz ciemności. Czy miałeś podobne doświadczenia? Jak traktowałeś ciemność będąc dzieckiem?

Hmmm… interesujące. Nie wydaje się mi, żebym bał się ciemności, może byłem na jej punkcie wyczulony, miałem większą jej świadomość, niż zazwyczaj. Tak, na pewno zdawałem sobie z niej sprawę.

Wiesz, noc niesie swoją tajemniczość. W dzień widzisz wszystko, w ciemności nic, żadnych kształtów ani kolorów, musisz sobie wszystko to wyobrazić.

Tym co zapadło mi mocno w pamięć, kilkukrotnie będąc w dzieciństwie chorym, gorączkując, kiedy zamykałem oczy nie widziałem nic, a później pojawiały się kształty, kolory, tego typu rzeczy. To doświadczenie zapamiętałem bardzo mocno i wywarło na mnie wpływ.

Przypomniałeś mi, jak będąc dzieckiem po zamknięciu oczu wyobrażałem sobie cały wszechświat, nieograniczony, z planetami, kolorami, wspaniałe doświadczenie. I kiedy teraz jest piękne niebo i patrzę w nie, wszystko to wraca i czuję się dokładnie tak, jak wówczas.

Tak, dokładnie tak. Miałem bardzo podobne doznania.

Uważam, że dzielimy jeszcze jedno doświadczenie związane z ciemnością i nocą, ale w kontekście tworzenia muzyki. Tworzenie w samotności, spędzanie czasu w pomieszczeniu z samym sobą, całym zgromadzonym doświadczeniem, nastrojem, odczuciami, kiedy rzeczy są bardziej poza kontrolą, a muzyka po prostu wypływa z nas.

To interesujące. Przechodziłem przez okresy, kiedy tworzyłem jedynie w nocy. Obecnie jest to wymieszane. Większość dnia i tak spędzam w studio. Z pewnością jest coś, dzięki czemu zezwalam temu uczuciu być obecnym, filtrując przez siebie zebrane doświadczenia lub coś, o czym sobie przypomniałem. Nie zawsze musi być to proces zachodzący kiedy pracuję nocą. Przeprowadziłem się do Nowego Jorku 5,5 roku temu, pracuję w domu, ale mam też studio poza nim, jasne, z dużym oknem i jak najbardziej takie otoczenie powoduje dużą różnicę podczas pracy. Nie jestem pewien, czy ta zmiana jest odczuwalna w muzyce dla kogoś innego, ale dla mnie na pewno.

Jest takie zdjęcie na bandcampie, przedstawiające ciebie stojącego obok okna, pochodzi z twojego domu, studia?

Zostało zrobione w San Francisco, gdzie mieszkałem, tył kuźni.

Kiedy ujrzałem je po raz pierwszy i wszedłem w jego detale stwierdziłem, że to zdjęcie jest jak muzyka, którą tworzysz: trochę jasna, trochę ciemna, trochę zniekształcona i taka z oddali.

To zdjęcie zrobił przyjaciel, pstryknął kilka i właśnie je wybrałem świadomie tudzież nie do końca. Poczułem dokładnie to samo. Właściwe przedstawienie tego, jak sam słyszę muzykę.

A jak miejsce, w którym mieszkasz, kolory, jakie widzisz za oknem wpływają na twoją muzykę, etykę pracy, jej nastrój, energię.

Ciężko stwierdzić. Kiedy przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku, ciekawym był ciąg dalszy robienia tego samego, ale w zupełnie innym środowisku. Nie zawsze zwraca się na to uwagę, ale kiedy pracuję wyczuwam zupełnie inny flow w odczuwaniu określonych pór roku, kiedy to jestem bardziej produktywny i podatny na tworzenie nowych rzeczy, a w pozostałych niekoniecznie, ale to zawsze miało miejsce, więc nie do końca wiem, czy przeprowadzka w jakikolwiek sposób wywarła wpływ, jednak na pewno kiedy było bardzo gorąco, trudno było się mi skoncentrować na tworzeniu. Zima i wiosna są pod tym względem bardziej komfortowe, masz ochotę przebywać wewnątrz. Inną kwestią jaką u siebie zauważyłem tutaj jest stopień bycia zajętym, pozwalam sobie na bycie zapracowanym i niekiedy powstaje coś, co jest tego pochodną. Być może sama aura ma też wpływ na powstanie czegoś może nie spokojnego, ale pod presją otaczającego chaosu, na co wcześniej nie zwracałem uwagi pod kątem twórczym.

Czy ciężko jest odnaleźć spokój w takim mieście jak Nowy Jork?

Interesujące. Będąc świadomym przebywania w tak chaotycznym i żyjącym w pośpiechu otoczeniu koncentruję się na odszukiwaniu w nim siebie. Pod tym względem ktoś nie będący tak zajętym może w ogóle tego nie zauważać i nie potrzebować. Może nie zawsze, acz często szukam takich dróg ucieczki dla siebie.

Z tego, co wiem nad muzyką ambientową i elektroniczną zacząłeś pracować w latach 90. Jak teraz widzisz ten czas i dźwięki, jakie wówczas tworzyłeś? Jaki obraz maluje się w twojej głowie?

Nie posiadam żadnych nagrań powstałych w tamtym czasie, bazuję tylko na pamięci, pracowałem wówczas nad ambientową muzyką gitarową, czyli instrumentem przepuszczonym przez różnorakie efekty. Taka muzyka powstawała do wczesnych lat dwutysięcznych. Nawet niedawno przekopywałem się przez swoje archiwa. Pod wieloma względami była to inna muzyka, słyszę tam jednak rzeczy związane z tym, co nagrywałem przez ostatnie lata. Proces ten zmieniał się przez ten czas, oczywiście zmieniał się sprzęt, ale moje podejście z tego gitarowego okresu jest wciąż bardzo podobne. Rzadko coś planuję z góry. Mam punkt zaczepienia, szukam na niego pomysłu, nagrywam go i obudowuję bez zbytniego namysłu, gdzie on prowadzi. Taki proces tworzenia kontynuuję przy swoich solowych dokonaniach, z uwzględnieniem naprawdę minimalnego planowania.

Jeździsz na desce, a deska kojarzy się z subkulturą hip hopową i hard core’ową. Należałeś do którejś z nich?

O tak, grałem w kapelach punkowych przez całą dwudziestą dekadę życia, nawet opuszczając San Francisco byłem ich członkiem. Zawsze słuchałem różnorodnej muzyki, czy wtedy, czy teraz, punka i rapu też.

Jeśli dla przeważającej części społeczeństwa czas jest wrogiem, w twoim przypadku wydaje się być sprzymierzeńcem. Spoglądam na opisy towarzyszące A Serious Thing, Earthtone Fluorescence, Ruff Beats Blue, w których podkreślasz, że właśnie nadszedł czas, żeby zaprezentować te nagrania ludziom.

Tak, to interesujące. Czasem dzieje się w ten sposób. Nie spieszę się z wydawaniem płyt i nawet jeśli już zaplanuję wydanie czegoś… często siedzę nad czymś długo, do momentu, kiedy jestem pewien, że jest na tyle gotowe, aby się tym podzielić. Kiedy tak się dzieje, czuję się z tym dobrze.

Przypomniało się mi, jak wydałem swoją ostatnią rzecz. Po prostu znalazłem na pulpicie monitora kawałek z 2017 roku, posłuchałem go, po czym otworzyłem sesję, przearanżowałem, przemiksowałem, zrobiłem lekki mastering, a na dysku znalazłem zdjęcie, które podpasowało na okładkę i to wszystko. Jednego dnia nie wiedziałem o tym, że kolejnego wypuszczę coś nowego.

Mhm, mhm. Zdecydowanie, czasem czujesz, że nadszedł właśnie ten czas, żeby coś zrobić.

Uważam, że istotne dla ciebie jest wyłapanie tych niewidzialnych, acz odczuwalnych momentów w czasie, co słychać choćby na beach vibe, Ocean Beach czy Clouded, Elliptical Portraits.

Szkopuł tkwi w tym, że w wielu przypadkach tworzenie muzyki jest sposobem na tego pisanie. Nie jestem pisarzem, ani nie reprezentuję innych dziedzin sztuki. Dlatego mam poczucie, iż poprzez muzykę najlepiej opisuję rzeczy, których doświadczam. Oczywiście jest to abstrakcyjna forma przekazania uczuć, której następnie nadaję tytuł łączący je ze sobą, czasami w bardziej albo mniej świadomy sposób.

Piękne jest to, że nie obawiasz się pokazywać samego procesu tworzenia od wewnątrz. Nie boisz się wydawać muzyki, która jest wynikiem pracy w nowym otoczeniu, z nowymi ustawieniami studia. Zazwyczaj pokazuje się rzeczy, które są przemyślane do bólu, u ciebie wygląda to zupełnie inaczej.

Tak. Znajdziesz u mnie rzeczy, które może nie są przemyślanie do przesady, ale są częścią procesu, w którym się zanurzam i spędzam mnóstwo czasu, skupiając się na detalach. Zawsze uważałem, że dzięki wymianie rzeczy, wypróbowywaniu nowych rozwiązań mogę być świadkiem, co z nich finalnie wyniknie, np. podczas miksowania mogę przetestować nowe efekty i jeśli jestem zadowolony, to dlaczego nie użyć tego w najbardziej finalnej wersji. Tylko w ten sposób mogę się dowiedzieć, czy coś z tego będzie, czy nie.

To co doceniam w Earthen Sea jest brak przeładowania dźwiękami. Jest ich zazwyczaj jedynie kilka, co powoduje, iż uszy oraz umysł są w stanie skoncentrować się na doświadczeniu dźwiękowo-brzmieniowym oraz nastroju, a nie irytujących doznaniach sonicznych.

Cóż, dzięki. Nowa płyta ma więcej struktur piosenkowych, jest bardziej funkcjonalna i prosta, niż wszystko inne co do tej pory stworzyłem. Moje zainteresowania skierowały się w stronę nastroju, przestrzeni dźwiękowej, umiejscowieniu jej w utworze. Jakikolwiek zależy mi na zbudowaniu struktury wzbudzającej zainteresowanie oraz przesuwającej się, jednak nie przez złożoność oraz wielokrotne zmiany. Próbowałem odnaleźć balans pomiędzy odpowiednią ilością zmian, pozwalających wprawiać kawałek w ruch, utrzymując zainteresowanie nim, na ile to możliwe, bez zwracania na te aspekty uwagi. Każdy utwór tworzy przestrzeń, która pozwala być w niej przez czas trwania.

photo: Debbie Tuch

Nie wiem, czy się zgodzisz, lecz Ghost Poems na tę zamgloną atmosferę z wczesnych nagrań pod nazwą Earthen Sea, jak beach vide i Ocean Beach. Powiedziałbym nawet, że to miks ciemniejszej i tej jaśniejszej strony twojej twórczości po linii Esau.

Tak, niewątpliwie widzę to. Proces twórczy tych piosenek był naznaczony przez kilka wydawnictw Esau, bazujących na samplowaniu starych płyt jazzowych. Spodobało się mi to na tyle, że postanowiłem zrobić to samo, jednak tym razem nie samplując czyjeś nagrania, lecz samego siebie. Bazę dla Ghost Poems dały moje nagrania, na których grałem na pianinie, czym tam czymkolwiek, które pociąłem, używając w formie sampli w procesie budowania nowych utworów. Jak najbardziej jest to część wspólna z Esau. A co do ciemnej i jasnej strony… Tak, z tym również się zgadzam. Na tym albumie są pewne piosenki, które w moim odczuciu cechują porę nocną, ale nawet w nich samych jest, może nie do końca jasność, ale kontrast. W zależności od krążka i projektu wspomniany balans różni się od siebie. Sama jasność lub ciemność nie jest dla mnie interesująca. Pociąga mnie posiadanie obydwu tych elementów, ich niejednoznacznych.

Dla mnie ta płyta jest niczym mglisty poranek. Wciąż nie jest do końca ciemno, ale jeszcze nie jest jasno. Jest w niej coś niedopowiedzianego, coś co należy sobie wyobrazić.

Mogę sobie to wyobrazić. Są to uczucia, które gromadziłem i starałem się je tam zamieścić. Większość tych utworów jest zawieszona między czasem i miejscem.

Bardzo doceniam naturalny szum na tym albumie, czyniący go czymś widzianym z nie do końca przejrzystej odległości.

Mmmm… Tak, tak, tak. Nie było to zamierzone, ale jestem szczęśliwy. Nagrań, z których samplowałem dokonywałem na czterościeżkowym kaseciaku. Kiedy zacząłem pracę nad nimi, nie byłem pewien, czy nie jest go za dużo. Trochę kręciłem nosem, ale gdy już wszedłem w proces wszystko się ze sobą połączyło. Nawet dodawanie kolejnych elementów, mimo iż niezależnych, łączyło się z tymi wcześniejszymi.

Jest to tak niesamowite w porównaniu do tych wszystkich wyczyszczonych płyt rockowych, że w ambiencie można usłyszeć muzykę nawet w szumie oraz delayu.

Dokładnie tak. Dużo muzyki nagrałem na tego czterościeżkowego kaseciaka. Na początku nawet nie zwracałem na to uwagi, dopiero po wrzuceniu do komputera wychwyciłem obecność szumu. Powstaje pewna tekstura, sama z siebie.

Przestrzeń w muzyce oznacza dla mnie wolność, jest tego metaforą. W twojej twórczości dużo jest dubowego echa, delayu, przestrzeni. Jak czujesz istnienie przestrzeni w swojej muzyce? Myślałeś kiedykolwiek nad jej znaczeniem w tym aspekcie?

Niekoniecznie ta otwartość i przestrzeń są zamierzone. Nie wiem, czy owa przestrzeń symbolizuje i sugeruje wolność, może jednak wyrażać otwartość oraz wolność przestrzeni, która pozwala na wejście w nią, a same dźwięki w nią ciebie pochłoną, jeśli będziesz na to gotów. Tak to właśnie postrzegam i staram się podobną przestrzeń wytworzyć w swojej twórczości.

A czy Esau to bardziej intymna i chilloutowa wersja Earthen Sea? W ogóle, nie zrozum mnie źle, poważam te nagrania, jednak traktuję bardziej, jako bardziej zaawansowane szkice, niż w pełni ukończone kompozycje.

Z pewnością, choć zależy to od piosenki, niektóre z nich są bardziej urozmaicone. Rozpocząłem ten projekt, żeby popracować nad autorskimi pomysłami na bity. Zatem jest to prawdą. Na obydwu wydawnictwach jest garstka takich utworów, gdzie wiedziałem, co się dzieje, lecz albo nie było już co w nich rozwijać albo nie było sensu robić z nimi czegoś więcej. I wtedy rzeczywiście przypominały zarys i takimi pozostawały. Moją intencją przy tym projekcie było dowiedzieć się, jak wykorzystać niektóre z tych technik i jak pracować z nimi na różne sposoby.

Tak po prawdzie wszystkie trzy kawałki z Earthtone Fluorescence brzmią jak Esau.

Hmmm, interesujące. Masz na myśli, że też przypominają szkice. Ma to sens.

Chodzi mi o ich strukturę, brzmienie, dźwięki same w sobie.

To zabawne, zostały zmiksowane przy użyciu takich samych efektów, co inne nagrania. Interesujące jest to, że zostały poskładane w zupełnie inny sposób, niż zazwyczaj się to dzieje. Pomimo że wszystkie te rzeczy zostały stworzone przez mnie, mam świadomość i słyszę istniejące różnice, bywa, że podążam trochę na oślep rozdzielając kawałki na określone projekty, znając ich specyfikę oraz istniejące różnice, nie zawsze przysłuchując się im, wyłapię jak się ze sobą łączą.

Jacob, 100% wpływów ze sprzedaży A Serious Thing zostało przeznaczone na wsparcie trzech organizacji: antydyskryminacyjnej, wspierającej uchodźców oraz prawnej. Dlaczego tak istotne było okazanie im wsparcia? Chodziło o świadomość społeczną?

Wypuściłem te nagrania na początku 2017 roku, kiedy administracja Trumpa zaostrzyła prawo imigracyjne. Wydało się mi właściwe, że skoro tworzę muzykę, a ludzie chcą ją nabyć, mogę w ten sposób zebrać pieniądze dla osób wykonujących dobrą pracę i w ten sposób wyrazić swoje poparcie. Poczułem się dobrze, iż mogłem to w tamtym momencie zrobić.

Mój blog nazywanie się Podążanie Za Dźwiękiem, co to dla ciebie oznacza?

Uważam, że dobrze opisuje mój sposób pracy. Dźwięk pod względem muzycznym jest tym, co mnie interesuje. Zaczynając pracę nad muzyką zaczynam od jakiegoś dźwięku lub pomysłu, który wymyślam i za którym podążam. Dokładam do tego kolejne rzeczy, odsłuchuję i pozwalam im się rozwijać z tego jednego muzycznego ziarna, które dało początek całości. Tak wygląda ten proces.

Posłuchaj: https://earthensea.bandcamp.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *