GASH FAITH

Uwalnianie siły

W kontekście Gash Faith często padają porównania do pewnego zespołu. Zbyt często. A czy bezpodstawnie? Zapewne nie, jednak sprowadzanie wszystkiego do wspólnego mianownika jest sensu pozbawione. Z Lipkiem mamy pecha do spotkania się oko w oko, a i technologia nie była nam tego wieczoru łaskawa. Całe szczęście udało się przebrnąć przez techniczne zamiecie, zwolnić tryb życia do niezbędnego minimum i poruszyć parę ciekawych zagadnień.

Mój dzień był bardzo szalony, zlądowałem w domu o 19, chwilę przed 20 zjadłem kolację, żeby zdążyć na naszą rozmowę i naszło mnie takie pytanie: jak się tobie żyje? Żyjesz szybko, w trybie warszawskim, żyjesz wolniej?

Czy w trybie warszawskim? Można tak powiedzieć. Często wychodzę z domu przed 7. 6:30, czasem jeszcze wcześniej i tak jest z pięć razy w tygodniu. Nie ma dnia w tygodniu, żebym z domu wychodził później, niż o 9. Codziennie przynajmniej na chwilę zaglądam do pracy. Tak to jest, jak się prowadzi „własny biznes”. Wracam każdego dnia o 19-20. Czasem zdarza się, że o 16-17. Wtedy mam trochę czasu, żeby usiąść do kompa i domowego studia, spróbować coś potworzyć albo odpuszczam wszystko, leżę i odpoczywam, bo zauważam ostatnio, że potrzeba mi tego przynajmniej raz w tygodniu. Dwa razy w tygodniu, albo jak się uda częściej, widzę się z córką. Można powiedzieć, że żyję dosyć intensywnie.

Znajdujesz w takim trybie życia czas na słuchanie muzyki?

Muzyki słucham zawsze w drodze do pracy. Mam przenośny odtwarzacz, na który wgrywam to, co mam w danym czasie ochotę posłuchać i pośledzić. W czasie pracy mam też szansę odpalić wybrane płyty na Spotify lub innej platformie i czasami jest to coś bardzo różnego, np. w tym tygodniu nie wiem czego posłuchać i patrzę w ostatnie wyszukiwania, nie pasuje mi to, co proponuje Spotify. Nie ma też tam dużo rzeczy undergroundowych, które chciałbym słuchać, ale nie można mieć wszystkiego.

A słuchanie w domu? Wrzucenie czegoś na talerz, płyty lub kasety do odtwarzacza. Istnieje u ciebie coś takiego?

Przez długi czas istniało. Ostatnio jest rzadziej, ale staram się to co jakiś czas kultywować. Odpuściłem trochę kupowanie muzyki na nośnikach, trochę tego za dużo i nie wszystkie nowości podchodzą mi, ale tak, co jakiś czas odpalam płyty ze zbiorów – bardzo różne. Ostatnio Jerzego Miliana. (śmiech) Album Candy Heaven Is Here, nowy Concrete Winds super mi podszedł ten materiał. Super jest Godflesh A World Lit Only By Dub, zresztą dużo bardziej mi pasuje, niż tamten album. Chciałbym żeby było więcej tego rozkoszowania się muzyką w domu.

Ciekawe zestawienie, z jednej strony Concrete Winds, z drugiej wibrafonista Jerzy Milian.

(śmiech) Słucham bardzo różnej muzyki. Bardzo często puszczam muzykę podczas treningów. Oczywiście musi być energetyczna i mieć uderzenie, więc dziś na zmianę leciał Angelcorpse, Metallica, potem ejtisowe rave’owe hity, a na rozciągnięcie Fontaines D.C.

photo: Damian Dragański

Ile koncertów zagrałeś w swoim życiu?

(śmiech) Nie liczyłem. Nie jestem kronikarzem. Dużo. W tym roku zagrałem już osiem. (śmiech) Dobre pytanie, ponad dwieście chyba będzie, co?

Myślałem, że sporo więcej. Biorąc pod uwagę lata, w jakich jesteś aktywny i zespoły, w jakich grałeś. Chociażby z Government Flu trochę tych koncertów było, nie tylko w Polsce.

Z Government Flu może być pod setkę, z Jadem też pod setkę, z Gash Faith pod trzydzieści, planujemy też kolejne rzeczy. Wciąż bardzo lubię granie koncertów, ale coraz ciężej wpasować to w rytm pracy i ojcowania, szczególnie w weekendy, ale wciąż jakoś się to jeszcze udaje.

Czyli pasja muzyczna nie jest związana jedynie z rozkoszą, wciąż pojawiają się rozterki.

Ciągle jest to dla mnie super ważna rzecz i przyjemność. Mniej mnie interesują rzeczy wokół grania koncertów, np. imprezowanie po koncertach. Może z racji wieku, może się naimprezowałem. Fajnie jest zostać chwilę w klubie, ale lubię po dobrym koncercie pochillować w miejscu spania. Trochę brzmi to może dziadersko, ale każdy ma okres w życiu kiedy lubi określone rzeczy. Z drugiej strony, bliska mi osoba powiedziała, że domatorem zdecydowanie nie jestem, bo prawdą jest, że nie spędzam w domu dużo czasu.

A na co zwracasz uwagę przy okazji występów: dobry technicznie wykon, czy brzmienie? W Gash Faith może bardziej np. chodzić o precyzję wykonania ze względu na potrzebną dyscyplinę, a w JADzie o ekspresję.

Jeśli chodzi o Gash Faith bardzo nam zależy, żeby zawsze zrobić soundcheck. Sporo rzeczy jest niezależnych od nas, np. brzmienie automatu, które oczywiście mam wykręcone, ale staram się dogadać z dźwiękowcem, żeby była określona moc na przodach i żeby to ładnie zagrało. Podczas występu tego zespołu dużo jest rzeczy, na które musimy być uważni, chociażby z racji obsługiwania dwóch rzeczy: wokalu i gry na gitarze, dużo jest też obsługiwania efektów wokalnych. Trzeba być czujnym, ale dzięki przygotowaniom na próbach jest też miejsce na ekspresję. Myślę, że ostatnie koncerty pokazały, że możemy się zarówno wczuć, jak i trochę wyszaleć na scenie, przeżyć tę ekspresję. Używamy też maszynek do noise’ów, tych shakerów, które też są czymś niezbyt spotykanym i wolę też o tym powiedzieć dźwiękowcom, żeby w obawie o spalenie przodów nie wyłączyli mi tego. (śmiech)

Ostatnie koncerty graliście u boku Burning Sky i LWSTNDRDS. Opowiedz o swoich odczuciach po tych występach. Zaskoczony byłem sytuacją, w której to Gash Faith koncerty otwierał, a nie je zamykał, jak na to wskazywał chociażby koncertowy poster.

Poster był zamysłem Sarsa, dobrze mu się w ten sposób ułożyły nazwy na grafice, ja konsultując z nim od początku ten plakat nie sugerowałem w żadem sposób kolejności zespołów. Moim pomysłem było otwieranie tych koncertów. Po pierwsze z racji tego, że jesteśmy najmniej „znani”, choć jakie to ma znaczenie. Po drugie, wynikało to z czysto logistycznych kwestii. Burning Sky i LWSTNDRDS grały na klasycznym ustawieniu, z perkusją i chodziło o to, żeby miały wystarczająco dużo czasu na sprawdzenie bębnów, a dla nas większym komfortem było zrobienie soundchecku na końcu i zostawienie gratów w oczekiwaniu na granie. A lubię też dosyć szybko zagrać i mieć to z głowy, choć brzydko to brzmi. Inaczej, nie lubię czekać na granie koncertu.

Czy w przypadku któregokolwiek z zespołów, w których grałeś, bądź tworzyłeś można powiedzieć o robieniu tego dla przyjemności? Czy każdorazowo było to jednak kanalizowanie tych nieprzyjemnych stanów i emocji, wychodzie z tej tzw. własnej strefy komfortu.

W przypadku Gash Faith jest to połączone. Wychodzę ze strefy komfortu w tym względzie, że się odsłaniam przy robieniu wokalu, gdyż wszyscy na mnie patrzą czy zrobię to poprawnie, czy nie. Choć tak naprawdę nie wiem, czy wszyscy wiedzą, czy jest to poprawnie, czy nie. (śmiech) Granie na gitarze jest czymś naturalnym i nie przychodzi mi z trudnością, nie ma też skomplikowanych partii. Poprzez wychodzenie ze strefy komfortu i przebijaniem się z tym na scenie oraz obnażaniem. Pojawia się moment ekspresyjnego uderzania w instrument, machania shakerem oraz ekspresyjnych gestów, co finalnie sprawia mi przyjemność. Nie jest to ekspresja gniewu, ale też nie radości, tylko wyrzucenie na zewnątrz siły.

Taka perwersyjna przyjemność.

Tak, tak. W przypadku innych zespołów mam tam większy komfort grania, z racji mniejszej uważności, oprócz grania na danym instrumencie. Powiedzmy, że jest to mniej stresowe, ale wciąż jest to na takiej samej zasadzie uwolnienia siły i przełożenia tego na granie na instrumencie. Oczywiście cały czas zachowując uważność, żeby było to zagrane jak trzeba. Nie robię na scenie widowiskowych rzeczy, a wyrzucam z siebie to co potrzebuję.

Jesteś wtedy na scenie jednym z kilku, a nie liderem.

W Gash Faith zawsze ustawiamy się w jednej linii, nawet mogę być trochę bardziej schowany, trochę bokiem i nie czuję się głównym punktem występu. Mówię często dźwiękowcom, żeby przede wszystkim ustawili dobre brzmienie automatu, stopa ma walić po bebechach. I najlepsze są dla mnie recenzje po koncercie, kiedy ludzie mówią, że rzeczywiście gniotło.

Czy w takim razie to Gash Faith jest zespołem, w jakim czujesz się być najbardziej spełniony?

Tak, jest to rodzaj muzyki, jakiego lubię słuchać, lubię takie brzmienie instrumentów, zwłaszcza automatu, w moim mniemaniu tłuste i jednocześnie mocne, lubię przestrzenne gitary, ale osadzone w riffach, sam pomysł na ten zespół zrodził się we mnie.

A jakaś część procesu twórczego w Gash Faith sprawia tobie satysfakcję?

Cała. (śmiech) Czasami idzie to ciężko, zaczynam robić jakieś numery i niektóre idą bardzo szybko, potrafię w jeden dzień zrobić całą perkusję z gitarami, a przy niektórych zrobię ¾ szkieletu i potrafię mieć przez parę dni problem z wykończeniem. Pomysły na bieżąco przedstawiam Michałowi, czasem on coś podpowie, np. przy nagrywaniu wokali na longplay robiliśmy to we dwoje na sali prób, Michał asystował i gdzieniegdzie coś podpowiadał.

photo: Damian Dragański

Spotkałem się z takim stwierdzeniem, nie pamiętam już kogo: Gash Faith to po prostu swojski, polski Godflesh. Nie wiem, czy można się z tym nie zgodzić, ale na pewno można polemizować. Przede wszystkim wydaje się, że jednak występuje w Gash Faith melodyka, taka trochę heavy metalowa, ale jest też tam miejsce na taką charakterystyczną słowiańską melancholię.

Trochę tak. Nawet mogę zgadnąć, o jakie momenty chodzi. Ta melancholijna melodyka wychodzi mi niepostrzeżenie. Nie zastanawiam się nad tym, kiedy do głowy przychodzą pomysły. Czasem pojawia się melodia, która tak się mi spodoba, że chcę ją umieścić. Zdaję sobie sprawę, że porównania do Godflesh zawsze będą. To była i jest inspiracja, uwielbiam prawie wszystkie płyty tego zespołu. Też jest coś takiego, że ludzie słuchający metalowej, rockowej, czy hardcore’owej muzyki słysząc zespół grający z ciężkimi gitarami i z elektroniczną perkusją to zawsze pojawia się to skojarzenie. Nawet u totalnych laików. Jeśli chodzi o użycie automatu, dużą inspiracją były dla mnie rave’y z lat 80. i 90. Czuję energię z tych automatów, z tej mechaniczności i ciężkości.

No było to jednak bezkompromisowe granie.

Ciężko jest dotrzeć do wielu utworów z tamtych czasów, ale co jakiś czas uda się mi znaleźć coś nowego i są to super rzeczy. Zawsze zmieniam to na swoją modłę, dodaję ciężaru, zwalniam. Nie lubię jak taka muzyka gitarowa w połączeniu z automatem jest grana zbyt szybko. Wychodzi z tego jakiś post punk, a nie o to chodzi.

Nie ukrywam, że też miałem takie pierwsze skojarzenie, ale im bardziej się zgłębiałem, to Shockwave i kolabo z LARMO jest odejściem od tego schematu, flow muzyki jest zupełnie inne, a na Perfection Ended wróciliście do tych godfleshowych dźwięków, ale nie jest to radykalne. Pojawia się nie stanowiąc jednak o trzonie tej muzyki.

Tak jak wspomniałem, nie zastanawiam się nad tym czy to jest godfleshowe, czy takie nie jest. Jedynym numerem zainspirowanym jakimś zespołem jest Paint My House z miarową perkusją, ten sam bit z dodanymi przeszkadzajkami, co było mocno zainspirowane wczesnym Scorn.

Zaskoczył mnie uniwersalizm Gash Faith, pozornie zespół jest skierowany do wąskiego, konkretnego odbiorcy, ale przecież na koncie macie występy z Full Of Hell i Primitve Man, z drugiej Jude i Larmo, z trzeciej Belzebong, z kolejnej z LWSTNDRDS i Burning Sky, a z jeszcze innej Ohyda i Zdrajca. Trudno tu o jakiś logiczny klucz.

Tak, ale bardzo mi się to podoba. W dużej mierze sami bookujemy sobie koncerty, czasem pomaga Radek, mój kolega z zespołu JAD, prowadzący swoją agencję koncertową Dancing Shoes. Zawsze chętnie pomaga nam przy bookowaniu miejscówek, doradza i pozdrawiam ciebie Radziu serdecznie. Staramy się wybrać zespoły poszerzające publikę, ale tak naprawdę będziemy pasowali do koncertu post punkowego, metalowego, nie będziemy mieć problemu żeby zagrać na koncercie death metalowym. Najbliższe plany koncertowe też będą u boku różnych zespołów, planujemy zagrać w marcu, kwietniu i na jesieni. Szczerze mówiąc, nie jest nam łatwo znaleźć koncerty. Nie jesteśmy znanym zespołem, nie jest to też muzyka dla każdego, trochę się wpasowuje w różne klimaty, ale nie jestem przekonany, czy jest przystępna dla różnej rzeszy odbiorców. Często spotykam się z opinią, że jak nie ma żywej perkusji, to jest to ciężkie do przełknięcia dla niektórych.

Dziwne uprzedzenie, mówiąc szczerze.

Na koncercie z Belzebong ktoś do mnie podszedł mówiąc, że nie rozumie dlaczego nie ma żywego perkusisty. Taki jest zamysł, takie brzmienie lubimy. Oczywiście może znalazłby się ktoś umiejący to wszystko zagrać, nie ma tam szalonych rzeczy, ale o to też chodzi w tym zespole, o ten specyficznie brzmiący automat.

Chciałbym porozmawiać jeszcze o okładce, w swej prostocie niejednoznacznej. Widzę w niej stan pewnego uniesienia, ale w nie do końca komfortowych warunkach, tego tytułowego Perfection Ended, a co ciebie w niej zaintrygowało?

Jeśli chodzi o okładkę jest to kadr z filmu Andrieja Tarkowskiego – dosyć ciężkiego reżysera. Obok Bergmana był jednym z mocno potrafiących przenieść emocje na ekran. To kadr z filmu Dziecko Wojny, jest w nim scena, w której para spaceruje sobie po lesie i napotyka na wąwóz, którego ta pani nie może pokonać, a pan jest w tym pomaga i pokazuje ten moment do pokazania swoich uczuć, a sam wąwóz symbolizuje otchłań. Koleżanka zdecydowała się zrobić z tego kadru okładkę i po naszych sugestiach udało się osiągnąć taki efekt, jak widać. Spotkałem się z opiniami, że jest bardzo ładna. Lubię surowe okładki i te zawierające kadry z filmów. Okładki zespołu JAD robione jeszcze przez Michała Ałaja są jednymi z moich ulubionych, najbardziej lubię okładkę z płyty Strach, jest bardzo niejednoznaczna.

Mój blog nazywa się Podążanie Za Dźwiękiem. Co to dla ciebie oznacza?

Dźwięki są super ważną rzeczą w moim życiu. Zarówno te łatwo kojarzone z muzyką, a więc tradycyjne wykorzystywanie dźwięku w utworach muzycznych, podążanie za ich ciągiem rodzącym się przy ich układaniu, a później graniu na żywo, kiedy dochodzi do uwalniania siły i chęci przelania pomysłów w coś namacalnego z czym wiąże się satysfakcja. A po drugie, bardzo ważna jest dla mnie scena noise’owa i tam postrzegam dźwięk jako coś totalnie odwrotnego, ale możliwego do uzewnętrznienia siły i kontrolowanej furii, co robię tworząc dla Mutual Trust, albo wstawkach dla Gash Faith. Nie chodzi o wpasowanie ich w ogólny zamysł dźwięku, ale pokazanie jego określonej siły.

Posłuchaj: https://gashfaith.bandcamp.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *