SUFFOCATION

Wszystko ulega przemianie

Suffocation to legenda gatunku. Wbrew tytułowi poniższej rozmowy, zespół do bólu konsekwentny, który nigdy nie zstąpił z obranej na początku działalności ścieżki. Ich znakiem rozpoznawczym jest techniczny, brutalny, okraszany miażdżącymi, bujającymi zwolnieniami nowojorski death metal. Perypetie związane z tą rozmową mogłyby zastąpić poniższy tekst. Nie wierzyłem, iż finalnie dojdzie do skutku dopóki po drugiej stronie kamery nie pojawił się przesympatyczny Derek Boyer, obchodzący w tym roku dwudziestą rocznicę pożycia z zespołem.

Terrance powiedział: muzyka jest zależna od nastroju. W jakim znajdujesz się dziś?

Trochę zwariowanym, acz generalnie jestem całkiem szczęśliwy. Przez 99% czasu czuję się dobrze, zatem jest w porządku.

A potrafisz odseparować nastrój dnia codziennego od tego kreatywnego?

Rozchodzi się o to, żeby mieć farta. Kiedy tworzysz, zbliżają się terminy, a wszystko jest na swoim miejscu. Niekiedy to nie działa. Nie jesteś w kreatywnym nastroju, albo nie czujesz się na siłach, kiedy powinieneś być twórczy. Coś w tym przeszkadza. W większości przypadków potrafimy to usprawnić, gdy nadchodzi czas pisania kolejnego albumu zamykamy się w piwnicy i pracujemy, a wszystko zaczyna się ze sobą łączyć.

W większości przypadków, zanim zacznę cokolwiek tworzyć, czuję jak zbliża się coś, czego nie potrafię nazwać, ale w efekcie to coś zacznie ze mnie wypływać. Masz podobnie?

Zdecydowanie. Dość powszechne uczucie kiedy chcesz, aby wszystko potoczyło się w określony sposób, a nie zawsze tak się dzieje, więc starasz się wyciągnąć z tego wszystko co najlepsze.

Kiedy, jako muzyk, nauczyłeś się słuchać właściwie?

To trudne. Uczę się cały czas. Po tylu latach coś, co zwykłeś czuć dobrze wydaje się zabawne, a to z czym czułeś się dziwnie okazuje się być komfortowe. Wszystko ulega ciągłej przemianie. Otoczenie w jakim przebywasz lub życiowe sytuacje czasem na ciebie oddziałują, a nie powinny. Chciałbym mieć możliwość wyłączenia się ze wszystkiego i skoncentrowania tylko na muzyce, a niekiedy tak się nie da, coś narasta rozpierdalając wszystko. (śmiech) Trzeba przez to przejść, nie ma innego wyjścia. Czasem masz farta, czujesz się w porządku, kiedy wszystko dokoła się sypie, a niekiedy idzie pięknie, ale i tak czujesz, że jest zjebanie.

Na okładce nowej płyty widzę dwóch wisielców. Czym sobie zawinili?

Zazwyczaj, jak na Blood Oath, okładka przedstawia nas, ta piątka ludzi stojących w kręgu to członkowie zespołu. W tym przypadku muszą to być wrogowie jej autora. Nie mówiliśmy mu, że chcemy mieć wisielców, już tam się znajdowali. Powiedzieliśmy: jebać to, niech zostanie, tak wygląda zło, odjechana sytuacja. Acz to nie są żadni nasi wrogowie, może jego. (śmiech)

Niekonwencjonalne okładki zawsze były znakiem rozpoznawczym Suffocation, szczególnie na pierwszych trzech, czterech krążkach, ale i tak moją ulubioną pozostaje ta do …Of The Dark Light.

Zajebiście, mam tak samo. Obrazki na Effigy Of The Forgotten, Breeding The Spawn, czy Pierced From Within są mocno złożone oraz skomplikowane, a …Of The Dark Light była szaleńczo prosta. Jeden obraz przedstawiony w tak intensywnym kolorze. Zanim ją ujawniliśmy, przeglądaliśmy w Photoshopie paletę kolorów, wyglądała obłąkanie w przypalonej czarno-szaro-brązowej kolorystyce, byliśmy już blisko jej wyboru, ale wytwórni spodobał się ten błękit. I choć sama okładka się mi podoba, miałbym problem z wypuszczeniem jej w tak jaskrawo-niebieskim kolorze. Nie wiem, co się wydarzyło, ale koniec końców wyszła dobrze. Dzięki, stary.

Opowiedz o swoim pierwszym zauroczeniu muzyką. W sensie ogólnym, ale też związanym z Kalifornią, miejscem swoich narodzin.

Pierwszą muzyką, jaką podchwyciłem był albo wczesny Jimmy Hendrix albo Black Sabbath. Mój tata puszczał Sabbathów, Ozzy’ego, Zeppelinów, Jimmy’ego Hendrixa, Cream, Claptona, więc jako naprawdę młody dzieciak stałem się niejako ofiarą klasycznego rocka. A jeśli chodzi o Kalifornię, nie wiem, czy coś konkretnie mnie zmieniło, ponieważ lubiłem wszystko: punk, metal, ale do czasu, kiedy usłyszałem death metal. W odstawkę poszedł wówczas rower i surfowanie, skoncentrowałem się wyłącznie na graniu muzyki, co prawda słuchałem thrashu, pogrywałem na gitarze, ale nie zajmowało mnie to zbytnio. Mając zaplecze w osobie mojego ojca, który zawsze puszczał super rzeczy niejako doprowadził do grania, ale wciąż były te inne przyjemności: bmx’y, surfowanie, jazda na desce, głupie kalifornijski gówno. Slayer znaczył dla mnie wszystko, podobnie wczesna Metallica oraz Megadeth, a później na szczęście odkryłem Napalm Death, Obituary, Gorguts, Death, Deicide, Cannibal Corpse i zaczęło się na dobre.

Zatem to death metal spowodował, iż sięgnąłeś po bas?

Na początku była gitara, lubiłem to, grałem na niej thrash, podobało się mi to ciężkie brzmienie, szybkie kostkowanie, a w bas dałem się wrobić. Pojawił się gitarzysta, który dołączył do mojego thrash-deathowego zespołu, był mega dobry, uczęszczał do szkoły gitarowej, a ja byłem wkręcony w solówki a’la James Murphy. Zanim ten koleś dołączył do kapeli, został zapytany, czy umie w sweepy i arppegia, odpowiedział że absolutnie ma to obcykane. Rzeczywiście tak było. A ja tego nie potrafiłem. W momencie, w którym uświadomiłem sobie, iż jestem technicznym samoukiem, nie używam małego palca, robię jakieś pojebane rzeczy ze swoją ręką, ten sam koleżka podświadomie zaczął dawać do zrozumienia, że basista z tego zespołu ma to gdzieś, nie pokazuje się na próbach, ma słaby sprzęt, olewa koncerty, w odróżnieniu ode mnie nie daje z siebie wszystkiego i wrobił mnie w bas. Kupił drogi, profesjonalny sprzęt basowy, za który zapłaciłem własną kredytówką. Kosztował trzy tysiące dolarów. Mój sprzęt gitarowy nie był nawet tyle wart. Pozbyłem się go i przeszedłem na bas, było to dawno temu, w 1995. Ciężko uwierzyć, w przyszłym roku minie trzydzieści lat.

Cała masa ludzi uważa, iż najlepsze albumy to te z ciężkimi, surowymi, tnącymi jak ostrze riffami, a dla mnie takimi są krążki, na których słychać dobrze grającą sekcję, z wysuniętym basem. Nie chcę tobie słodzić, ale fakt jest prosty, nawet dzisiaj słuchając sobie ostatnich płyt Suffocation na macu i przez marne słuchawki słychać bas, sposób w jaki grasz, jak dobrze to robisz, to nie jest żaden punk.

Musisz dobrze grać, musisz odpowiednio brzmieć. Długi czas szuka się tego ukochanego brzmienia, ale coś potrafi nie trybićw miksie, w odniesieniu do pozostałych instrumentów. Docierasz do odpowiednich częstotliwości, sprzętu, w naszym przypadku również właściwych mikrofonów, ustawienia odpowiednich proporcji na konsolecie. Możliwości jest cała masa. Punkowe podejście polega na dopierdalaniu, potrzebujesz go również, acz niezbędna jest też technika.

A ile z twojego komponowania jest intencjonalne, a ile jest wynikiem instrumentalnej onanizacji celem wyciągnięcia riffów z tego chaotycznego nieładu?

To podchwytliwe, gdyż kiedy siądziesz i powiesz sobie, iż musisz stworzyć szybkie, techniczne, brutalne riffy, możesz doprowadzić się do szaleństwa, zapętlić w kozi róg. A czasami masz pomysł, który sam z ciebie wypływa. Jak wspomniałeś, grasz sobie i nagle pojawia się coś ciekawego. Chciałbym powiedzieć pół na pół, ale kiedy już naprawdę usiądziesz, to w moim przypadku jest to kwestia farta. A przez resztę czasu coś zaprząta mi głowę, mam pomysł na określone tempo z sygnaturami czasowymi, akcentami, układa się w całość, wtedy chwytam za instrument, albo klawiaturę midi, na której gram ten rytm, układam w określone ramy i wypełniam. W ten sposób pracuje również Charlie, improwizujemy, podążamy za uczuciem. Terrance natomiast siada i to rozgryza.

photo: Jason Carlson

Hymns From The Apocrypha jest wynikiem pracy zespołowej bardziej, niż wcześniej. Powiedziałbym, że to co komponujesz z Charliem bliskie jest dźwiękom wychodzącym od Terrance’a. Gdyby nie opisy we wkładce płyty, postawiłbym, że to właśnie on odpowiada za te kawałki.

Zabawna akcja. Przez krótki czas jako twórców muzyki oraz tekstów wskazywano cały zespół, a nie kto konkretnie za co odpowiadał. Ludzie wydawali się zaskoczeni, iż Mike Smith tworzył tak dużo muzyki oraz tekstów, choć nie był uwzględniony w opisach. Postanowiłem zrobić z tym porządek na przestrzeni ostatnich kilku krążków. Słuchacze mogli jedynie przypuszczać jaki kawałek wyszedł od Charliego, a jaki od Terrance’a. Byli skonfudowani, np. kiedy Charlie dołączył do zespołu, Terrance miał napisane prawie całe …Of The Dark Light. Wiem, iż nie powinno się czytać co wypisują ludzie, ale czasem wpadało mi w oko, jak bardzo się mylą: Charlie Errigo dołączył do składu i odmienił styl zespołu. Kiedy nie miał nic wspólnego ze stylistyką tej płyty. Podobnie było z wokalami i perkusją. Jak z kawałkami z Breeding The Spawn na końcu każdej płyty. Ludzie coś podejrzewają, a dzieje się zupełnie na odwrót: Ricky nie popisał się w tym numerze. A tam wcale go nie ma. Każdy daje z siebie wszystko, czasem to wypala, a czasem, mimo najszczerszych chęci, niekoniecznie, ale ludzie jak wiadomo wiedzą lepiej. Dlatego tak istotne jest wskazywanie kto jest kompozytorem.

Czy szukacie jakiegoś wspólnego mianownika dla każdej z płyt z osobna, czy pracujecie bardziej spontanicznie, jeden pomysł prowadzi do drugiego i dość szybko okazuje się, co może z tego finalnie wynikąć.

Dzieje się spontanicznie. Planowanie bywa zdradliwe. Mając tematykę, wokół której tworzy się całość, ktoś może przynieść coś tak dobrego, co nie mieści się w tamtych ramach i trzeba się zastanowić, czy możemy to uwzględnić, a może potrzebujemy zmienić pierwotny zamysł. Planujemy, ale jesteśmy otwarci na modyfikację.

A jak zmieniła się dynamika zespołu przez te lata?

Jestem w tym zespole od dwudziestu lat i zmieniła się mocno, od nastawienia bojowego przez odpuszczenie po pozwolenie każdemu na bycie sobą. Daje się zauważyć więcej porządku, ponieważ przez chwilę działaliśmy w sposób bardzo usystematyzowany, po czym nastąpił okres poluzowania, a teraz czuję, jak w sposób naturalny wszystko organizuje się niezależnie. I to działa. Podczas, gdy wcześniej z góry było narzucone, że coś ma być zrobione w określony sposób, a wszyscy się z tym zgadzali, byli trzymani w ryzach. Przez chwilę mogliśmy robić co tylko nam się podobało, pełna wyjebka. A teraz, na całe szczęście, z chaosu wyłonił się porządek.

Rozmawialiśmy o pracy zespołowej, ale nie ulega wątpliwości, iż Terrance jest liderem. Jaki jest jego sposób prowadzenia zespołu? Jak wiesz, w zespole nie ma miejsca na demokrację, z określonych względów. Jak dużo macie wolnej ręki, kiedy sam podkreśla, iż ma osobowość konfrontacyjną.

Bywa trudno. Współpraca z taką osobą może być problematyczna, szczególnie kiedy do głosu dochodzi ego. Na szczęście nami ono nie kieruje. Niektórzy czują potrzebę opowiadania, jak to świat ich postrzega, my mamy w to wywalone, jesteśmy sobą. I mam nadzieję, iż ludzie to doceniają. Natomiast, jak powiedziałeś, ciężko o demokrację, jakieś głosowanie nad czymś. Mamy świadomość, czym jest Suffocation oraz jak wszystko powinno działać, podporządkowujemy się. Nie ma potrzeby szukania kompromisu, panuje niepisany ład. Wiemy co działa, a co nie.

MF Doom powiedział, że w jego przypadku pierwszy utwór definiuje całą płytę, a z tego co kojarzę jako pierwsze powstało Seraphim Enslavement. Czy sądzisz, że nadał on ton całości?

Tak, to było dawno temu, w pisaniu uczestniczył każdy.Nie wiem, czy mamy podobnie do wspomnianego artysty. Być może? Może ten pierwszy kawałek daje grunt pod pozostałe. W Suffocation podział obowiązków jest tak ustalony, iż wiemy, co możemy zrobić, a co nie będzie miało miejsca. Nie ma opcji dodania partii fortepianu, albo czystych wokali, to poza naszą rzeczywistością. Ów wspomniany artysta może poskładał płytę w krótkim czasie. U nas wyglądało to tak, że kolejne utwory powstały wiele miesięcy później, graliśmy trasy, w międzyczasie kończyliśmy następny kawałek. Cały proces był rozwleczony w czasie, krążek powstawał z doskoku.

Hymns From The Apocrypha to potężna płyta, na której przesunęliście granice ekstremalności i ciężkości.

Też tak uważam.

To bardziej zróżnicowana rzecz od …Of The Dark Light. Wyszła bardzo gwałtowna i brutalna.

Zawsze chcieliśmy miażdżyć. Czasem pewne elementy wykluczały się. Chciałem coś innego, co nie sprawdzało się w ogólnym zarysie. Na szczęście Terrance to maszyna do riffów, często tworzy bardzo unikalne rzeczy. Nawet kiedy nie jest do końca skoncentrowany zapodaje coś, co podchwytuje ktoś inny i co z miejsca nagrywamy, żeby nie wyleciało nam to z głowy. Wiedzieliśmy, że powstanie typowa płyta Suffo, będzie brutalna, ciężka, bujająca, będzie skręcała w nieoczywiste rejony, acz nie ustalaliśmy z góry, iż coś będzie miało nawiedzoną aurę, a coś innego będzie skomplikowane, to ewoluowało w naturalny sposób.

Nadeszła chwila, żeby w końcu tobie posłodzić. Byłeś w zespole głównym tekściarzem, a liryki, które napisałeś są kompletnie odjechane: portale, fraktale, wymiary, znaczenie czasu, projekcje astralne, kanalizowanie międzywymiarowej energii. Wzbudzało to wyobraźnię bez zarzucania kwasów i magicznych grzybków.

Zrobię szybki skok w bok. Bardzo cieszę się, iż Ricky przejął stery na nowym materiale. Ja miałem swój przepis na teksty, a Ricky perfekcyjnie wbił się w nową muzykę. Powiedział, że nie chce pisać czegoś, co nie będzie pasowało do zespołu, ale też nie chce mieć z lirykami dużej przeprawy. Dopóki mi ich nie pokazał byłem bardzo na nie, obawiałem się konieczności napisania ich na nowo. Na szczęście nie było takiej potrzeby. W moim przypadku… Death metal zawsze był agresywny, z elementem zła, nawet jeśli nie poruszano w nim wątków satanistycznych. Cannibal Corpse nie ma tekstów jak Deicide, ale zabijanie oraz oszustwo jest częścią ludzkiej natury. Chciałem w ramach death metalu wykorzystać coś unikalnego. Czułem, że każdy koncentruje się jedynie na łamaniu kości, krwi i Szatanie. Miało być inaczej i intrygująco. Tak jak wspomniałeś, jeśli masz wyobraźnię to możesz spróbować zrozumieć o czym te teksty opowiadają, poruszając wspomnianą wyżej tematykę. Nawet nie wiem, czy ktoś w ogóle dotykał tego tematu, ale świadomość, iż wyszło coś fajnego kręci mnie, ponieważ każdy, kto miał z nimi styczność twierdził, że są zjebane. (śmiech)

Styl pisania Ricky’ego jest odmienny od twojego, jest bardziej przyziemny i opowiada o rzeczach wprost. Można mówić o nowej jakości jaką wniósł do zespołu.

Podobają się mi. Wyrażam wdzięczność, że mogłem być głównym tekściarzem, albo współautorem, wnieść od siebie coś więcej, niż grę na basie. Z drugiej strony podziękowania dla Ricky’ego za pasję. Grałem już z nim w latach 90. z Disgorge i od zawsze podchodził na serio. Mogliśmy robić różne szaleństwa poza sceną, a kiedy dochodziło do rozmów o zespole, o występach, tudzież próbach stawał się bardzo poważny. Ze mną jest podobnie, podejmując temat zespołu, żarty i imprezy nie istnieją. Nasz death metal nie jest błahy. Kiedy dołączył na funkcję wokalisty, kamień spadł mi z serca, że jest tak aktywny. Myślałem sobie, że skoro podobały się mi teksty, jakie pisałem, będę musiał tylko poszerzyć wiedzę i podążyć w innym kierunku, ale zasadniczo tematyka będzie raczej podobna. Ricky wszedł na 100%, nie narzekał i wiedział, iż skoro musimy napisać jeszcze z pięć kawałków, ma za zadanie stworzyć do nich pakiet pięciu tekstów. Po prostu nad tym pracował, co też było motywujące dla nas. Frank w ostatnim czasie w zespole bardziej zainteresowany był koncertami, a w następnej kolejności nagrywaniem, a pisaniem na samym końcu. Kiedy mogłem pomóc, dziękowałem, że zespół akceptuje słowa, które przyniosłem. Ricky był aktywny na każdym polu. Pytał, co ma zmienić, co może zrobić lepiej. I koniec końców wyszło w stylu Suffo. Rzeczywiście, jego teksty są bardziej wprost i przyziemne, bardziej osadzone w życiu.

Ponownie zarejestrowanie Ignorant Deprivation po trzydziestu latach miało na celu jedynie uhonorowanie Breeding The Spawn? Jak czytam otwierające utwór słowa: Tattooed from the camps that mark your existence on a planet deranged from the minds of the Reds, wciąż są one w pełni aktualne.

Śmialiśmy się niekiedy, że słowa napisane dawno temu wciąż się sprawdzają obecnie. Polewaliśmy, iż jakby Breeding The Spawn miał produkcję Pierced From Within świat znalazłby się w zupełnie innym miejscu, a death metal przybrałby inną formę. Złożona płyta, która nie urwała światu głowy jedynie ze względu na brzmienie. Doceniam fakt, iż te utwory wciąż mają znaczenie. I pasują do tematyki. W zanadrzu mamy jeszcze jeden kawałek z Breeding The Spawn do ponownego nagrania. Trzymam kciuki, żeby udało się nam mu pokłonić dzięki zarejestrowaniu na nowo.

photo: Jason Carlson

Souls To Deny, Suffocation, Blood Oath, Pinnacle Of Bedlam, …Of The Dark Light. Pięć albumów. Wszystkie nagrane z Joe Cincotta. Tym razem pracowaliście z Christianem Donaldsonem. Czy była to odczuwalna zmiana, jako dla muzyków, ale i ludzi? Jestem w stanie sobie wyobrazić, iż po kilkunastu latach praca z nową osobą, co prawda wznosi zespół na kolejny poziom, ale może być problematyczna, ze względu na przyzwyczajenia, wiedzę jak ze sobą pracować.

Joe jest wspaniały, do końca dni będzie naszym najlepszym przyjacielem i chętnie będziemy z nim współpracowali ponownie. Uważam, iż zaczął podążać w innym kierunku, ale wciąż jest chętny do współpracy z nami. Zaczynał od roboty dla Obituary, Cannibal Corpse, później dla Ice-T i Body Count, Danzig, Black Label Society, poszedł we wspaniałą stronę. Sprawa Christiana Donaldsona wyniknęła naturalnie, jesteśmy przyjaciółmi odkąd dołączył do Cryptopsy. Na trasie po Ameryce Południowej wraz z Terrancem ciągle gadali o mikrofonach, sprzęcie, odsłuchach, wiedzieliśmy, że jest gościem technicznie uzdolnionym oraz audiofilem. W czasie pandemii miałem pliki audio z pożegnalnej trasy z Frankiem. Powiedziałem, że musimy coś z tym zrobić, pandemia ciągnie się od dwóch lat, byliśmy od siebie odseparowani. Wysłałem ścieżki jednego z numerów do kilku producentów, żeby je testowo zmiksowali. Christian wysłał do nas prosty sygnał: jeśli miks się nie spodoba, zmiksuję ten utwór sto razy, dopóki wam się nie spodoba. Podesłana przez niego wersja była w porządku, ale chcieliśmy go trochę podrasować, skoro zgodził się zrobić sto wersji. (śmiech) Wymienialiśmy się plikami w jedną i drugą stronę, a on koniec końców zmiksował całą pożegnalną koncertówkę z Frankiem. Byliśmy podjarani jego robotą. A następnie popracował nad demo wersją Seraphim Enslavement, która wyszła niewiarygodnie. Podesłaliśmy mu wczesną wersję, a efekt okazał się zajebisty. Kiedy ją usłyszeliśmy, złapaliśmy się za głowy. Kiedy przyszedł czas pisania albumu nawet nie pomyśleliśmy o Joe. Chwilę wcześniej rozgłosiliśmy, iż chcemy nagrywać się sami, uchwycić moment, w którym sami odpowiadamy za rejestrowanie. W tym właśnie domu znajduje się nasza sala prób, studio nagraniowe, trzymamy tu merch, taka nasza kwatera główna. Rozmawialiśmy o kilku inżynierach, z którymi moglibyśmy popracować i tym razem demokracja sprawdziła się, większość stwierdziła, że powinniśmy pracować z Donaldsonem. Co dużo mówić, dał radę. Wspaniały koleś, zajebisty gitarzysta i inżynier dźwięku, mega ugodowy we współpracy, prawdziwy profesjonalista. Rekomenduję go w 100%. Poza tym wiesz, przyszedł z jasną wizją, jak zespół powinien zabrzmieć obecnie. Wiedział, jak wygląda nowoczesna death metalowa produkcja, nawet nie mówię tu o Cryptopsy, ale całej fali zespołów. Jeśli mówi, że tak powinien brzmieć współczesny death metal, ufam mu. Spotkaliśmy się z głosami, iż przeprodukował album, brzmi zbyt jasno, ale jak dla mnie jest mocny. Inna kwestia, że dokoła pełno jest przeprodukowanej muzyki. Śmiejemy się w zespole: to kto jest twoim bębniarzem? Micro pc. Lubię jak bębniarz swinguje. Wszyscy ci perfekcyjni perkusiści są bezduszni. Jeśli wszystko kwantyzujesz, wyrównujesz w siatce to nie zabrzmi jak żywy bębniarz, tylko komputer. Nasze podejście jest inne, jeśli coś się nie podoba, zrób to ponownie. Na późniejszych płytach Suffocation znajdują się utwory trochę podrasowane. Mój koleżka Tim Yeung mawia: ach, ktoś dotykał bębnów, nie ruszajcie ich. Jeśli nie podoba się, co nagrałeś, nagraj to od nowa. Jak nie umiesz zagrać i musisz to poprawić, to inna kwestia, ale my jesteśmy na zupełnie innym poziomie, każdy wie co ma grać. I wcale nie sądzę, że wszystko powinno być perfekcyjne, powinno stać na najwyższym poziomie, na jaki pozwalają posiadane umiejętności.

Masz rację, perkusja powinna oddychać i swingować. Przypomina się mi sytuacja sprzed lat, kiedy w sklepie muzycznym sprzedawca puścił jakąś z ówczesnych płyt Dimmu Borgir, z Nickiem Barkerem za zestawem, gdzie bębny leciały jak od linijki.

Wiem, co masz na myśli. Odczucie naturalności. tylko wtedy jest to prawdziwe. Pomyśl o muzyce, jakiej słuchaliśmy w młodości. Nie było komputerów, żeby edytować nagrania. Jeśli nie podobało się im, co nagrali, zabierali tyłek w troki nagrywając od początku. I tak w naszym mniemaniu powinno być.

Jaką z płyt Suffo uważasz za najbardziej technicznie złożoną?

Trudne pytanie, jeśli chodzi o złożoność bez wątpienia Breeding The Spawn, jest techniczna po całości, w dobrym słowa znaczeniu. Trudno się jej słucha, ale jest tak dobra. Dlatego to z niej nagrywamy po kawałku. Młodsi fani mogą nie wiedzieć o jej istnieniu, a później słuchają ostatniego utworu na płycie, nie zdając sobie sprawy, że nie powstał współcześnie. Wymienię też Pinnacle Of Bedlam, Hymns From The Apocrypha. Jestem wdzięczny, iż grałem na ponad połowie krążków, ale kurwa… Pierced From Within, Despise The Sun, Effigy Of The Forgotten są niebywałe. I nie chodzi o to, że byłem fanem i przyjacielem kapeli kiedy je tworzyli. Jestem dumny mogąc nieść pochodnię, kontynuując dziedzictwo zespołu.

A z jaką czujesz się najmniej komfortowo?

Imienny album sprawia mi ten kłopot, iż byłem świeży w zespole. Souls To Deny ominęło mnie o milimetry. Trafiłem już do zespołu, używali mojego sprzętu, ale to Joe Cincotta, Mike Smith oraz Terrance zagrali na niej basy. Dostałem ścieżki instrumentów, do których nagrałem własne partie. Mike Smith powiedział tylko: kurwa, gdybyśmy tylko wiedzieli… Mike Smith miał najwięcej obaw, że dołączę, nagram płytę i odejdę. A tego nie chcieli, miałem udowodnić, iż pasuję do zespołu i dogram się do następnego krążka. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, użyczyłem im sprzętu, a na koniec okazało się, że nagrywanie basu było dla nich koszmarem. A krążka imiennego ciężko mi słuchać, gdyż nie znalazłem jeszcze swojego tonu, aż w końcu udało się to na Pinnacle…, gdzie przejąłem obowiązki tekściarza, napisaliśmy z Terrancem większość muzyki i wyprodukowaliśmy.

Mnie najwięcej problemu sprawia Blood Oath. Nie do końca potrafię wskazać dlaczego, zdaje się być zbyt chaotyczny.

Blood Oath jest niejednoznaczne, zabiera jednocześnie w różnych kierunkach. Lubię te piosenki, ton jaki tam uzyskałem, ale wiem, co masz na myśli. Sporo ludzi odczuwa podobnie.

Teoretycznie mam do wydania trochę kasy. Pytam was o płytę do odegrania w całości i daję wam wolną rękę, co wybieracie?

To trudne. Spotkaliśmy się z takimi zapytaniami. Odegranie całego Hyms… jest realistyczne, ponieważ to świeżynka. Pytano nas o zagranie w całości Effigy… , ale Terrance stwierdził, że ma to gdzieś, interesuje go patrzenie do przodu, a nie wstecz. Co trochę obsysa, gdyż dużo ludzi zapłaciłoby za to. Ta płyta jest częścią mojej duszy. Jesteśmy w podobnym wieku i pamiętam, że kiedy ją dopadłem, to stary była jazda.

Odwracam pytanie, jaką płytę innego artysty chciałbyś usłyszeć odegraną w całości?

I znowu mam trudność. Chciałbym zobaczyć Tomb Of The Mutilated odegrane w całości, albo Legion Deicide, tudzież Gorguts The Erosion Of Sanity, to byłoby wspaniałe przeżycie.

Z Gorguts chciałbym doświadczyć niezwykle dojebanej na głowę Obscura.

Unikalna płyta. Kiedy się ukazała nie wiedziałem, jak do niej podejść, aż odkryłem jej geniusz. Mam ją, leży nawet na łóżku. Nie słyszałem jej od długiego czasu i trzeba będzie odświeżyć.

Na co zwracasz uwagę słuchając nowej muzyki?

Obecnie poszukuję organiczności. Odkąd do gry na poważnie wszedł Pro Tools, którego też używamy, ale jedynie do rejestrowania, a nie szukania doskonałości, jedyne czego szukam to bardzo dobrze zagrany death metal, który nie jest przeedytowany. Można zmienić jedną rzecz, czemu nie, ale jeśli robisz to z każdym jednym uderzeniem – jebać to.

A czego słuchasz poza death metalem?

Nie uwierzysz, ale spokojnej, loungowej, chillowej, lekkiej muzy. Totalny, absolutny kontrast. Połączenie Portishead z Dead Can Dance, całkowicie poza kontekstem.

Podczas jednej z rozmów z tobą widziałem takie ładne obrazki na ścianie: Paryż, Londyn, aż zrobiło się romantycznie. (śmiech)

To z naszego salonu!

To takie twoje ulubione miejsca, może nie tyle do grania, gdyż tu twoje serce należy do Ameryki Łacińskiej, ale może do życia, ewentualnej przeprowadzki?

Dorastałem w Kalifornii i lubię ciepło, a teraz na zewnątrz jest śnieg. Moja żona uwielbia śnieg, a mnie on wkurwia. Wolę słońce i plażę. Lubię kontrasty, doświadczać pór roku, pięknej jesieni, natomiast lato tutaj jest szatańskie, kurewska wilgotność. Podczas gdy w Kalifornii nie ma pór roku, ciągle jest cudownie. Niektórych, tak jak moją żonę to nudzi, ale co może być nudnego w pięknej pogodzie. (śmiech) Lubię czuć się komfortowo. Uwielbiam Nową Zelandię, Holandię, może oprócz opadów deszczu, mógłbym mieszkać prawie wszędzie.

W tym roku mija dwudziesta rocznica twojego dołączenia do zespołu. W normalnych warunkach dałbym tobie jedno słowo na określenie tego czasu, ale będę miłosierny i dostaniesz tych słów trzy.

Naprawdę pierdolone szaleństwo. (śmiech) Czas leci, przeżyliśmy tyle śmiesznych sytuacji, jesteśmy szczęściarzami. Wiemy, że wiele osób ciężko pracuje i może nie mieć takiej możliwości jak my. Jesteśmy za to wdzięczni.

Mój blog nazywa się Podążanie Za Dźwiękiem. Co to dla ciebie oznacza?

Podążanie za dźwiękiem oznacza podążanie za głosem serca, ponieważ kiedy masz wizję czegoś powinieneś za nią ruszyć, udać się w tamtym kierunku. Nigdy w odwrotną stronę. Podążanie za muzyką oznacza podążanie za marzeniami.

Powyższa rozmowa w formie drukowanej ukaże się w #45 Musick Magazine.

Posłuchaj: https://suffocation.bandcamp.com/

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *